Na lotnisku widnieje jeszcze pięć kolorowych, ogromnych kół, symbolizujących olimpizm, ale w centrum miasta jakby zapomniano o imprezie z 2004 roku. Grecy nie zmienili swych upodobań, uwielbiają przesiadywać w niezliczonych knajpkach i tawernach, lecz kryzys gospodarczy sprawił, że wieczorami w tym kraju zrobiło się jakby ciszej, sport w ogóle zszedł trochę na drugi plan. Kłopotem są m.in. niszczejące obiekty, powstałe na IO 2004. - Grecja liczyła, że otrzyma prawo organizacji olimpiady w 100-lecie pierwszej, czyli w 1996 roku. Kilkanaście lat temu pobudowała 80 procent aren igrzysk. Niestety, obecnie to obiekty, o których nie można powiedzieć, że są nowoczesne. Trzeba byłoby je zmodernizować według nowych technologii, a to spory koszt, nie do udźwignięcia. Ogromnym problemem jest ich codzienne utrzymanie i zagospodarowanie. Niektóre, jak strzelnica w Markopolu, ale nie tylko, stoją puste. Czasem jest wykorzystywana na ćwiczenia wojska czy policji - powiedział od wielu lat mieszkający w Atenach były trener piłkarskiej reprezentacji Polski Jacek Gmoch. Znacznie łatwiej grecki rząd poradził sobie z adaptacją wielohektarowej wioski olimpijskiej, w której w sierpniu 2004 roku mieszkało kilka tysięcy sportowców z całego świata. - Została zamieniona na duże osiedle mieszkaniowe z ośrodkiem sportowym wykorzystywanym przez różne kluby i szkoły, ale w mediach już rzadko pojawia się temat wioski - przyznała pani Anna, Polka od ponad 20 lat pracująca w stolicy. - Co jakiś czas odbywało się losowanie, którego celem był wybór rodzin o niższych dochodach. One przenosiły się ze swych mieszkań do wioski olimpijskiej, do dwukondygnacyjnych domków - dodał Gmoch. Jadąc pociągiem naziemnego metra z lotniska od miasta widać dzielnicę slumsów, ludzie mieszkają w kartonowych prowizorkach, które przewróciłby mocniejszy podmuch wiatru. Nic dziwnego, że tak wielu jest chętnych do przeniesienia się do dawnej bazy sportowców. Zabudowa uliczek w pobliżu centrum Aten nie należy do najpiękniejszych, a te miejsce - do najbezpieczniejszych. W godzinach wieczornych sporo tam bezdomnych, którzy zajmują niemal całe i tak wąskie i nierówne chodniki. W czasie gorących igrzysk 2004 (temperatura dochodziła do 37-38 stopni Celsjusza) kibice znajdowali trochę radości w rozbryzgującej się wodzie z fontanny na placach Syntagma i Omonia. Pod koniec marca jest znacznie chłodniej, około 19-20 stopni, nie ma potwornej duchoty, choć praktycznie nikt w kurtkach nie chodzi, ale i fontanny mają "wolne", wszystkie są w trakcie drobnej modernizacji. Nic nie zmieniło się przez siedem lat, jeśli chodzi o komunikację. Na ulicach jest mnóstwo samochodów (także rzadko już spotykanych, jak seat 127), a korki to powszechny obrazek. Podczas olimpiady łatwiej było dziennikarzom, bowiem poruszali się specjalnymi autobusami po wyodrębnionym pasie. Piesi, też jak dawniej, przekraczają jezdnie w dowolnych miejscach, przebiegając wręcz między pojazdami (wyróżniają się żółte taksówki), ale z drugiej strony muszą uważać na... światłach, bowiem zielone nie gwarantuje bezpiecznego przejścia na drugą stronę. Szczególnym zagrożeniem są kierowcy tysięcy skuterów, którzy potrafią przecisnąć się między pojedynczymi osobami. Z ulic nie zniknęły kioski, oferujące wszelkie dobra konsumpcyjne. A najciekawsze, że codzienne gazety, których jest znacznie więcej niż w Polsce, są rozkładane na wieszakach i przypinane niczym pranie. Między innymi taka budka z prasą znajduje się na stacji metra Metaxourgeio, obok której zamieszkali polscy piłkarze w hotelu Classical Athens Imperial. We wtorek, 29 marca, o godz. 20.30 reprezentacja Polski zagra towarzysko na stadionie Olympiakosu Pireus z Grecją.