Sebastian Staszewski, Interia: - Co wydarzyło się w 20. minucie towarzyskiego meczu ze Szkocją? Arkadiusz Milik: - Mniej więcej wtedy poczułem ukłucie w mięśniu dwugłowym... Od razu wiedziałeś, że jest źle? - Przeszło mi przez myśl, że będzie problem. To musiało zaboleć jeszcze bardziej. We wtorek reprezentacja Polski rozegra przecież barażowy mecz ze Szwecją, którego stawką będzie awans na mistrzostwa świata. - To dla mnie bardzo przykry moment. Frustrujący. Kadra jest dla mnie czymś wyjątkowym, zawsze będzie i zawsze była. Dlatego też nie chciałem odpuścić meczu ze Szkocją, chociaż był "tylko" towarzyski. I jak na złość, cały czas mi się coś na tej kadrze przydarza. Przed Euro 2020 byłem w świetnej dyspozycji, czułem się rewelacyjnie, nie bolał mnie nawet paznokieć. A przed turniejem złapałem kontuzję. Teraz tak samo. Przez ostatnie miesiące jest fajnie, gram w klubie, strzelam bramki, a później przyjeżdżam na zgrupowanie i mam uraz... No właśnie, jak to było z tym urazem? Czesław Michniewicz w pomeczowej rozmowie z TVP Sport powiedział: "To jest uraz, który miał przed meczem. On gra z tym urazem i on sam twierdzi, że nic wielkiego się nie stało". - W poniedziałek rano poczułem, że mam lekko spięty mięsień. Ale to nie jest kontuzja, coś co mogło wykluczyć mój występ. Poszedłem do fizjoterapeuty, popracowaliśmy i wszystko było dobrze. W dniu meczu czułem się fajnie. I nagle poczułem ukłucie... A "dwójka" to taki mięsień, że warto odpuścić nawet jeśli czuje się mały dyskomfort. Taką też podjąłem decyzję. Uciekł ci mecz na Stadionie Śląskim, czyli miejscu dla ciebie ważnym. Zastanawiam się czy bardziej niż mięsień nie zakłuło cię serce... - Dokładnie tak było... Jestem Ślązakiem. To mój dom. Na tym meczu będzie cała moja rodzina, wielu przyjaciół. Chciałem dla nich zagrać, chciałem też pomóc kolegom na boisku. Poza tym ucieknie mi bardzo fajny mecz, z drużyną, której chcemy się zrewanżować za Euro. Jak oceniasz nasze szanse w tej rywalizacji? - Gramy na Śląskim, to będzie nasz wielki atut. Wiemy jak polscy kibice potrafią wspierać kadrę w ważnych momentach. Dodatkowo w ataku, gdzie mamy trochę problemów, jest bardzo duża rywalizacja, selekcjoner ma wybór. Powiem szczerze: jeśli teraz nie awansujemy, to nie ma co szukać wymówek. Będzie to oznaczało, że nie jesteśmy gotowi, aby jechać na mundial. Jeśli mamy jechać do Kataru, to po to, żeby coś tam wygrać, a nie tylko dostać w "czapkę". A żeby tak było, trzeba pokonywać takie reprezentacje jak Szwecja. Wiesz już kiedy wrócisz do gry? - Prawdopodobnie będę mógł grać za około dwa tygodnie. Jest jak jest, muszę pogodzić się z tą sytuacją... Ale poprosiłem o to, aby zostać na kadrze. To dla mnie ważne. Rozpocząłem tutaj terapię manualną. Chciałbym też poczuć atmosferę tego meczu i pomóc moim kolegom. W ostatnich miesiącach sporo się wydarzyło. Jak z perspektywy Marsylii oceniałeś to wszystko, co działo się wokół kadry: odejście Paulo Sousy czy wybór nowego selekcjonera? - Obserwowałem to z pewnym dystansem, ale i ciekawością. Nie miałem na to wpływu, więc zostawiłem to prezesowi Cezaremu Kuleszy. Chociaż nie ukrywam, że znajomi cały czas pisali, dzwonili i pytali: "Kto będzie tym selekcjonerem?". A ja nie miałem bladego pojęcia. Czekałeś na Adama Nawałkę, trenera, który miał wielki wpływ na twoją karierę? - Wiem, że było blisko. W pewnym momencie byłem przekonany, że trener Nawałka wróci do reprezentacji. A później coś się wydarzyło, nie wiem co, i okazało się, że selekcjonerem zostanie trener Michniewicz. Wiadomo, że z Nawałką mam bliskie relacje, ale jestem piłkarzem i nie mam problemu z tym, że jest ktoś inny. Idziemy dalej. Jestem optymistą. Co możesz powiedzieć o Michniewiczu? - Że udało nam się złapać fajny kontakt. I to szybko. Trener ma fajne podejście, rozmawia z piłkarzami, dużo żartuje. Buduje fajną atmosferę. Oby to wszystko zaowocowało awansem. A jak odbierałeś sprawę barażowego meczu z Rosją, który mieliśmy zagrać w Moskwie? Kibice czy PZPN szybko stwierdzili, że taka rywalizacja nie ma sensu. Uważałeś podobnie? - Tu nie było żadnych wątpliwości. Żadnych. Chyba każdy z nas rozmawiał na ten temat, mieliśmy czat na naszej grupie. Miałem też dłuższą rozmowę z Robertem Lewandowski. I żaden z nas nie wyobrażał sobie możliwości rozegrania meczu z Rosją. Nie moglibyśmy zagrać przeciwko Rosjanom, którzy... No, jest wojna. I dla mnie to po prostu by nie przeszło. Na zgrupowanie przyjechałeś jako podstawowy piłkarz Olympique Marsylia, strzelający regularnie bramki w Ligue1. Czułeś się mocny? - Czułem się spokojny. Bardzo spokojny. Ten spokój jest dla mnie ważny. Dobra dyspozycja pozwala mi go znaleźć. Niczym się nie martwiłem. Marsylia to dziś twoje miejsce na świecie? - W tym momencie jestem tam szczęśliwy. To bardzo fajne miejsce, jestem tam doceniany. Nawet przez trenera Jorge Sampaoliego? W lutym włoskie "Calciomercato" pisało, że w klubie nie ma miejsca dla was dwóch, że macie konflikt. Ale na razie jakoś się mieścicie. - Nigdy nie mieliśmy ze sobą problemu. Czasami są różne reakcje, różne emocje. W piłce są codziennością. Ja przyznaję, że z jedną emocją po zejściu z boiska przesadziłem [Milik nie krył niezadowolenia po zmianie w 68. min. meczu z Karabachem Agdam, w którym zdobył dwie bramki - przy. red.]. Cóż, zdarzyło się, przeprosiłem za to trenera. Porozmawialiśmy, trener to zrozumiał. Natomiast chciałbym jeszcze raz podkreślić, że między nami nie było i nie ma żadnego konfliktu. Idziemy razem do przodu i razem realizujemy kolejne cele. Wychodzi wam to całkiem nieźle. Marsylia jest wiceliderem Ligue1, tuż za PSG. A tym w tym sezonie zdobyłeś 20 bramek. - Ale wiem, że mogę grać jeszcze lepiej. Nie chodzi nawet o bramki, ale o grę, o pomaganie drużynie. To coś, nad czym w najbliższym czasie się skupię i nad czym będę pracował. Co masz na myśli? - Muszę być odpowiedzialny za zespół i za siebie. Chciałbym sam kreować sytuacje. Do tej pory rzadko dryblowałem, raczej wykańczałem podania kolegów. A chciałbym być bardziej samodzielny. W Katowicach rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia