"Od kilku lat nie gram już nawet amatorsko w piłkę. Oczy by chciały, ale ciało już nie za bardzo. Te 20 lat profesjonalnego futbolu jednak gdzieś cały czas wychodzi. Ja się śmieję, że jeszcze wyglądam dobrze, ale mam duży przebieg. Niestety, tego nie da się oszukać" - przyznał Juskowiak kilka dni przed urodzinami. Jak jednak dodał, stara się nie zapominać o aktywności fizycznej."Oczywiście jestem dalej aktywny. Biegam, ale już po prostej. Na pewno nie tam gdzieś zakrętami, bez hamulców. Trzeba oszczędzać kolana. Po prostu w swoim tempie... Jeżdżę też rowerem. Zdrowie, na szczęście, mi dopisuje" - podkreślił.W czasach przed Robertem Lewandowskim, a wcześniej - jeszcze m.in. przed Euzebiuszem Smolarkiem - wielu młodych chłopców w Polsce, zaczynających uprawiać piłkę nożną, chciało być właśnie Andrzejem Juskowiakiem.Wychowanek Kani Gostyń już w wieku niespełna 20 lat został królem strzelców ekstraklasy - w barwach Lecha Poznań w sezonie 1989/90. Dwa lata później wydawało się, że ma piłkarski świat u stóp. Podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie zdobył siedem bramek, w tym trzy w półfinale z Australią. Został królem strzelców. "Biało-Czerwoni" wywalczyli srebrny medal.Juskowiak miał już wtedy za sobą debiut w dorosłej reprezentacji (7 maja 1992 na wyjeździe ze Szwecją). W kadrze narodowej występował do 2001 roku, rozgrywając łącznie 39 meczów i zdobywając 13 bramek.Dołożył cegiełkę do awansu kadry Jerzego Engela na mistrzostwa świata 2002, ale na mundial do Korei Południowej i Japonii nie poleciał. W 2001 roku borykał się z kontuzją, co przekreśliło jego szanse wyjazdu na turniej.Ostatni mecz w drużynie narodowej rozegrał 6 czerwca 2001, w eliminacjach przeciwko Armenii w Erywaniu.Bardziej imponująco wygląda jego kariera klubowa. Po okresie gry w Lechu i m.in. dwóch tytułach mistrza Polski, przeszedł do Sportingu Lizbona, z którym wywalczył Puchar Portugalii w sezonie 1994/95.Później występował w Olympiakosie Pireus, Borussii Moenchengladbach, VfL Wolfsburg, Energie Cottbus, MetroStars z Nowego Jorku i na koniec kariery - w latach 2004-07 - w Erzgebirge Aue. Łącznie wystąpił w 493 meczach ligowych, w których strzelił 170 goli.Do historii przeszło jego trafienie przewrotką w barwach Sportingu Lizbona, po akcji słynnego Luisa Figo, w meczu z Boavistą.Z kolei w barwach Wolfsburga przez trzy pierwsze sezony zdobywał po kilkanaście bramek w Bundeslidze - 13 w edycji 1998/99, 11 w 1999/00 i 12 w 2000/01."Powoli to do mnie dociera. Płakał jednak chyba nie będę, bo nie mam powodów, choć wzruszenie pewnie mnie dopadnie. Jestem szczęśliwy, że kończę karierę w dobrym zdrowiu i niezłej kondycji. Decyzji jednak nie zamierzam zmieniać, bo czas wrócić na stare śmieci" - mówił piłkarz w maju 2007, przed swoim ostatnim ligowym meczem w barwach Erzgebirge.Wrócił z rodziną do Poznania, a na boisku pojawił się jeszcze raz - we wrześniu 2007 roku - by zagrać w pożegnalnym meczu towarzyskim.Nie narzekał na swoje piłkarskie osiągnięcia, choć przyznał kiedyś, że wspomnieniom występów w reprezentacji Polski towarzyszy lekki niedosyt."W przypadku gry w reprezentacji trudno mówić o całkowitym spełnieniu. Choćby dlatego, że nie dane mi było zagrać w mistrzostwach świata. Najbliżej wyjazdu byłem w 2002 roku, ale przed mundialem w Azji długo byłem kontuzjowany i moja dyspozycja pozostawiała sporo do życzenia, a jechać na wycieczkę mijałoby się z celem. W liczbie zdobytych bramek zatrzymałem się na +13+ i to też świadczy o tym, że szczęścia do kadry za bardzo nie miałem" - powiedział kiedyś popularny "Jusko".Po zakończeniu kariery próbował sił m.in. jako trener napastników Lecha czy członek zarządu Lechii Gdańsk, odpowiedzialny za sprawy sportowe. Przede wszystkim jednak sprawdził się jako komentator i ekspert telewizyjny, m.in. w Canal Plus i TVP.Jeszcze jako zawodnik słynął z dużej kultury osobistej, szacunku dla innych, humoru i znakomitego wysławiania się, co przydaje się teraz w pracy w telewizji. Podobnie jak trafne spostrzeżenia i analizy.Zapytany przed niedawnym meczem Lecha z Benficą Lizbona (2-4) w fazie grupowej Ligi Europy o siłę portugalskiej ekipy, przypomniał: "Jeden zawodnik Benfiki Darwin Nunez (Urugwajczyk sprowadzony we wrześniu - przyp. red.) kosztował tyle, ile wynosi roczny budżet Lecha". I właśnie Nunez został bohaterem meczu w Poznaniu, strzelając trzy gole...Autor: Maciej Białek