Interia: Zaskoczyła pana decyzja Artura Boruca? Andrzej Dawidziuk, były trener bramkarzy reprezentacji Polski: - Wszystko ma swój początek i koniec. Znam Artura dobrze i wiem, że wszystkie decyzje, które podejmował, były przez niego głęboko przemyślane. Ta też nie jest spontaniczna i pewnie dojrzewała w nim od dłuższego czasu. Barwna postać, która od kilkunastu lat grała w kadrze. Długa kariera za nim, z wieloma sukcesami i wzlotami. Można się było spodziewać, że prędzej czy później taka decyzja zapadnie. Byłem szczęściarzem, że miałem przyjemność pracy z Arturem u dwóch selekcjonerów. Była to współpraca na wysokim poziomie kultury osobistej i sportowej. To, co mógł, przekazał młodszym następcom. Grupa bramkarzy, którzy zostają w kadrze, jest bardzo silna. To nie jest jeden zawodnik a kilku, więc ta decyzja była łatwiejsza. Miejsce w kadrze zostawia solidnym fachowcom. Sztab kadry mógł wysyłać Borucowi sugestie, że jego czas mija i powoli będzie odsuwany? - Ta decyzja raczej należała do Artura. Gdyby uważał, że jeszcze powinien grać w reprezentacji, to bardzo by o to walczył. Cała kariera Artura jest pisana epokami. Kończył pewne rozdziały, by pisać nowe. Tak było w Legii, Celticu, Fiorentinie i teraz na Wyspach. Był na dwóch wielkich turniejach ME, na jednym MŚ, więc ma bogaty dorobek. Jest człowiekiem, który sam decyduje o sobie. Boruc ma zadatki, by w przyszłości zostać, tak jak pan, trenerem bramkarzy? - Ma wiele pomysłów na życie. Na dzisiaj chce się skupić na grze w klubie i trudno powiedzieć, kiedy całkowicie zakończy karierę. Jestem jednak przekonany, że znajdzie dla siebie miejsce. Jest kreatywny i wybierze odpowiednią rolę. Może Borucowi nie pasowała rola trzeciego bramkarza? W hierarchii od jakiegoś czasu wyżej od niego są Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny. - Nie wydaje mi się. Gdyby nie chciał się pogodzić z taką rolą, to nie przyjmowałby już wcześniej zaproszeń na zgrupowania. Pełnił swoją, bardzo ważną funkcję w reprezentacji. Mimo że nie wychodził na boisko, to przez wielkie doświadczenie miał duży wpływ na to, co działo się poza murawą. Który mecz Artura utkwi panu w pamięci na dłużej? - Rozegrał wiele fantastycznych spotkań w eliminacjach i w wielkich turniejach. Na pewno kapitalny turniej zagrał na ME w Austrii i Szwajcarii. Miał wielki procent obronionych strzałów i we wszystkich meczach grał na bardzo wysokim poziomie. Chyba trochę szkoda, że nigdy nie był kapitanem reprezentacji. Bo ma cechy osobowościowe, które sprawiają, że mógłby być przywódcą. - Chyba był to czas, kiedy w kadrze były bardzo silne osobowości, z większym stażem w reprezentacji. Na pewno był jednak w ścisłej czołówce, grupie, która miała duży wpływ na atmosferę i to, jak kadra funkcjonuje. Kto powinien zająć jego miejsce w kadrze? - Obecny sztab ma bardzo skrupulatnie prowadzony ranking bramkarzy. Pierwsza dwójka na pewno nie ulegnie tutaj zmianie, bo Wojtek i Łukasz są bramkarzami, którzy w naturalny sposób przejmują schedę po Arturze. Jest Przemek Tytoń, ale też Łukasz Skorupski, który debiutował w reprezentacji, gdy jeszcze w niej pracowałem. To czas Przemka lub Łukasza, bo obaj są w kręgu obecnego sztabu. Rozmawiał Łukasz Szpyrka