"Kwestia, mówiąc delikatnie "kontrowersyjnego", ochroniarza zatrudnionego przez PZPN do tego, by strzec naszego najlepszego zawodnika, a przy okazji jednego z czołowych piłkarzy świata, to też ogromna rysa na wizerunku całej polskiej piłki, ale też indywidualnie dla samego Roberta. Temat podłapały przecież media w wielu krajach. Niestety, na zdjęciu, które towarzyszyło tym materiałom, jest przecież Robert Lewandowski. Nie jest to oczywiście jego wina i nie zdziwiłbym się, gdyby napastnik Barcelony wraz ze swoimi prawnikami doszedł do wniosku, że nadszarpnięto jego wizerunek" - napisał w swoim felietonie w "Przeglądzie Sportowym" Dziekanowski. Robert Lewandowski ofiarą PZPN? "Nie było to przecież jakieś selfie, o które ktoś poprosił Lewego, a ten się zgodził zapozować, nie mając pojęcia, z kim ma do czynienia, tylko towarzyszy mu osoba zatrudniona przez PZPN! I oczywiście nikt ze związku nie wiedział o takiej jego przeszłości?!" - dodał. Przypomnijmy, że dziennikarze ujawnili, iż wobec "Gruchy" toczy się postępowanie sądowe. Ochroniarz ma być oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, a do tego miał mieć powiązania z grupą neonazistów i stadionowych chuliganów. Sam zainteresowany nie przyznał się do winy, ale PZPN zawiesił współpracę z nim, a w specjalnym komunikacie poinformowano, że mężczyzna nie poleci z kadrą do Kataru. Jak dowiedział się Sebastian Staszewski z Interii, ochroniarza miał poinformować o tym osobiście prezes PZPN Cezary Kulesza. Kilkadziesiąt minut później sam "Grucha" potwierdził zakończenie swojej krótkiej, kilkumiesięcznej przygody z kadrą na grupie WhatsApp, żegnając się jednocześnie z piłkarzami i sztabem. Czytaj także: Kontrowersje wokół ochroniarza wynajętego przez PZPN Zarówno współpraca z Gruszewskim, jak i sposób jej zawieszenia, budzą spore kontrowersje. Kulesza znalazł się przez to w ogniu krytyki, a komunikaty wypuszczane przez piłkarską centralę nieszczególnie przypadły do gustu kibicom, którzy chcieliby jasnego postawienia sprawy, a nie zamiata jej pod dywan. Zdaniem Dziekanowskiego, źle w całej sprawie zachował się także trener "Biało-Czerwonych", który niepotrzebnie stara się wybielić ochroniarza. "Razi też nieporadność selekcjonera Czesława Michniewicza, który z jednej strony mówi, że nie ma wpływu na obsadę takich etatów, z drugiej - podkreśla, że ten człowiek miał świetny kontakt z drużyną i wzorowo wykonywał swoją pracę. Trener wciela się więc w rolę adwokata diabła, nie bacząc na ważny aspekt nie tylko wizerunkowy, ale przede wszystkim bezpieczeństwa" - napisał były reprezentant Polski w "Przeglądzie Sportowym".