Afera premiowa, która wyszła na jaw podczas mistrzostw świata w Katarze, oburzyła niemalże wszystkich kibiców reprezentacji Polski i wystawiła wizerunek drużyny narodowej i PZPN na bardzo duży szwank. Fani byli wściekli, że po awansie do fazy pucharowej w niezadowalającym stylu zawodnicy i szkoleniowiec rzekomo mieli myśleć bardziej o dzieleniu publicznych pieniędzy, aniżeli o grze w piłkę. Czesław Michniewicz w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim (prywatnie jego przyjacielem) w "Kanale Zero" jeszcze raz zaprzeczył, że podczas turnieju rozmawiał na ten temat ze swoimi podopiecznymi. Nie wykluczył jednak tego, że zawodnicy prowadzili takie dyskusje między sobą. - Nie twierdzę, że o tym rozmawiali, ale może sobie żartowali. To normalne - powiedział Michniewicz. Według Czesława Michniewicza od wybuchu afery premiowej do dziś opowiedziano bardzo dużo kłamstw, jak chociażby to, że szkoleniowiec proponował zawodnikom nierówny podział zysków, czy w ogóle rozmawiał z nimi na ten temat. Krzysztof Stanowski zauważył jednak, że wszystko to od początku było złym pomysłem, i musiało skończyć się awanturą. - I skończyło się awanturą - przyznał trener. "Gdyby Boniek był prezesem". Michniewicz spekuluje nt. afery premiowej Czesław Michniewicz, podczas dyskusji o aferze premiowej, przywołał jeszcze nazwisko Zbigniewa Bońka. Zdaniem byłego selekcjonera, gdyby to on, a nie Cezary Kulesza, był wówczas prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, skandal nie wybuchłby, a już na pewno nie na tak olbrzymią skalę. - Gdyby Boniek był prezesem w momencie, jak ta afera wybuchła, to w ogóle nie byłoby żadnej afery. Porozmawiałby z tymi wszystkimi dziennikarzami. A tak na placu boju zostałem ja sam - stwierdził Michniewicz. Skandal na Euro 2024. UEFA wszczyna dochodzenie, turecki polityk grzmi. "Niedopuszczalne" Rzeczywiście, można zaryzykować tezę, że Czesław Michniewicz aferę premiową przypłacił posadą selekcjonera. Chwilę wcześniej osiągnął wszak cel, który postawiono przed nim przed katarskim mundialem, czyli wyszedł z grupy. Porażkę z Francją jego podopieczni ponieśli po zadowalającym występie - to spotkanie na pewno nie przesądziło sprawy. Koniec końców to właśnie selekcjoner stał się największą ofiarą afery premiowej, która rozwścieczyła polski naród.