Polska Agencja Prasowa: Od wtorku, gdy prezes PZPN Zbigniew Boniek oficjalnie przedstawił nowego selekcjonera reprezentacji Polski, pana telefon zapewne nawet na chwilę nie milknie. Trudne są te pierwsze dni? Adam Nawałka: Te najtrudniejsze dopiero przede mną. Lata pracy szkoleniowej, a wcześniej piłkarskiej - hartują. Oczywiście towarzyszą mi emocje, ale pozytywne. Teraz trzeba patrzeć przede wszystkim na to, co mamy do zrobienia. W polskim futbolu jest ogromny głód wyniku i w ogóle coraz lepszej gry. Zapotrzebowanie na sukcesy stało się tak olbrzymie, że to głównie zaprząta głowę, a nie obecna atmosfera wokół mnie. Owszem, selekcjoner to zaszczytna funkcja, ale skupiam się już na pracy. To dla mnie najważniejsze. Ma pan poczucie, że los oddaje to, co kiedyś zabrał. Z powodu kontuzji nie mógł pan kontynuować świetnie zapowiadającej się kariery? - Nie, ponieważ nie mam pretensji do losu. Myślę, że jako zawodnik osiągnąłem w piłce wiele. Grałem na mistrzostwach świata w 1978 roku, zająłem z kadrą piąte miejsce. To na pewno sukces, choć wtedy odbierany raczej jak porażka, bo lecieliśmy do Argentyny z zamiarem walki o najwyższe miejsce. Podchodzę z dystansem do tego wszystko, co się działo w przeszłości. Również obecnie ciężko pracuję, aby mój warsztat był jak najlepszy. Cały czas poszukuję, nie zwalniam tempa i myślę, że jeszcze wiele przede mną. Rozpoczyna pan pracę selekcjonera jako trener mający opinię człowieka wierzącego w polską ligę i jej zawodników. Tymczasem w końcówce eliminacji MŚ 2014 w kadrze pozostało bardzo niewielu piłkarzy z rodzimej ekstraklasy. Nie obawia się pan, że teraz będzie podobnie? Początkowo szansę otrzyma wielu z nich, a później i tak kadra będzie oparta na zawodnikach z lig zagranicznych. - Chciałbym odnieść do wspomnianej opinii na mój temat. Cały czas powtarzam, że wielu graczy z polskiej ligi zasługuje na szansę. W meczach ze Słowacją i Irlandią chcę się przekonać, na jakim są poziomie w porównaniu z kolegami z lig zagranicznych. To będzie ciekawa konfrontacja, bardzo pomoże rywalizacji w kadrze. Wszyscy ci, którzy dają pozytywne sygnały, będą mieli szansę. Natomiast testy pokażą, jak to będzie wyglądało w rzeczywistości. Ja bym bardzo chciał, żeby było wielu zawodników z polskiej ligi. To oznaczałoby, że faktycznie poziom ekstraklasy jest coraz wyższy. Zresztą testy teraz się nie kończą. Może w przyszłym roku forma kilku graczy eksploduje, dlatego cały czas będziemy monitorować kandydatów. W reprezentacji nie ma już miejsca dla Kamila Glika? Nie został powołany na najbliższe mecze ze Słowacją (15.11 we Wrocławiu) i Irlandią (19.11 w Poznaniu). - Jeżeli mógłbym powołać 40 zawodników, to każdy otrzymałby nominację. Mamy jeszcze trochę czasu. Kamil był w tej reprezentacji i można powiedzieć, że został sprawdzony. Z pewnością pojedziemy na mecze Torino. Będziemy rozmawiać z Kamilem i jego trenerem. Tak, aby wiedział i wierzył, że będzie potrzebny reprezentacji. Nie zamykam się w grupie kilku zawodników, bo gdyby przyszły urazy czy inne przypadki losowe, trzeba byłoby jesienią znów eksperymentować na tydzień przed rozpoczęciem eliminacji. Nie chcę takiej sytuacji. Nikogo nie skreślam. We wtorek ogłosi pan nazwiska piłkarzy z polskiej ligi powołanych na dwa najbliższe mecze towarzyskie. Chodzi o ośmiu-dziesięciu zawodników? - Tak, myślę o takiej grupie piłkarzy. Podobno szykuje się kilka ciekawych nazwisk. Będą "bomby"? - To dziennikarze ocenią skalę eksplozji. Ja mam dystans do reakcji mediów. Chcę działać metodycznie, sprawdzić wyróżniających się piłkarzy. Większa liczba graczy z naszej ligi wynika również z tego, że chcemy być odpowiednio zabezpieczeni przed dwoma najbliższymi meczami. Mówiąc o bombach, chodziło o takich zawodników, którzy jeszcze nie grali w reprezentacji... - Przyznaję, że będzie kilku debiutantów. Który z problemów reprezentacji jest w tej chwili najważniejszy - błędy defensywy, kwestia zgrania pomocników z Robertem Lewandowskim? Co jest dla pana priorytetem taktycznym? - Organizacja gry, zarówno w obronie jak i w ataku. Są dwie fazy gry, które muszą zostać absolutnie poprawione. Gdy mówimy o obronie, w szerszym znaczeniu, to nie tylko czteroosobowy blok musi zdecydowanie lepiej funkcjonować, ale w ogóle gra obronna całego zespołu. W obecnym futbolu defensywa zaczyna się bardzo wysoko, to trzeba umieć wykorzystać. Natomiast co do ofensywy - trzeba umiejętnie rozegrać piłkę, zaatakować większą liczbą zawodników. Są możliwości, aby wykorzystać ich potencjał. Np. skrajnych obrońców, którzy tak naprawdę są skrzydłowymi. Ale to wszystko musi być odpowiednio zorganizowane. Trzeba mieć plan i koncepcję. Pan taką ma? - Tak, mam. Oczywiście na początku nie będzie łatwo. Kto się spodziewa od razu efektów, może być jak zawsze rozczarowany. Jestem przygotowany na te trudne chwile na początku. Należy je pokonać, żeby zrobić postępy. A tych, którzy od razu zmieniają wszystko na lepsze, trzeba szukać wśród magików z czarodziejską różdżką. Powiedział pan niedawno, że ma pomysł, jeśli chodzi o funkcję kapitana. Czy to znaczy, że opaskę założy inny piłkarz niż dotychczas (do tej pory Jakub Błaszczykowski)? - Od razu zaznaczam, że to nie ja rozpocząłem polemikę na temat kapitana. To od dziennikarzy wyszło takie pytanie. Podtrzymuję, że mam pomysł. Wiadomo, sprawa musi zostać rozwiązana przed meczem ze Słowacją i nic więcej na razie nie powiem. Rozmawiał pan już o tym z głównymi zainteresowanymi? - Nie rozmawiałem ani z trenerami, ani z piłkarzami. Na razie tylko z dziennikarzami. I cały czasu próbuję powiedzieć, żeby się nie podniecać. Najważniejsze, aby drużyna funkcjonowała odpowiednio. I jeszcze jedna ważna sprawa - chodzi o to, abyśmy po meczach nie słyszeli wypowiedzi zawodników, że znowu się nie udało i nie wiadomo dlaczego. Bardzo dużo zależy od ich nastawienia, morale, ducha drużyny. To właśnie zadanie trenera. Naprawdę wierzę w ten zespół. Tylko działania zespołowe na boisku i poza nim sprawią, że będziemy mogli walczyć z najlepszymi. Widzi pan miejsca dla Ludovica Obraniaka i Sebastiana Boenischa? Pierwszy nie chciał ostatnio grać w reprezentacji. Co teraz? - Ja zrobię pierwszy krok. Na pewno. Pojadę zarówno do Ludovica jak i Sebastiana, żeby zobaczyć ich aktualną formę. To pierwszy czynnik decydujący o powołaniach. Później oczywiście będę chciał usłyszeć o ich odczuciach co do gry w reprezentacji. Oczekuję przede wszystkim determinacji. Każdy musi bardzo chcieć zakładać koszulkę z orzełkiem. Ponadto trzeba czuć potrzebę integracji. Nie chodzi o to, żeby wszyscy się kochali, ale o wzajemny szacunek. Jeżeli wychodzimy na boisko, wszyscy mamy być razem. Wiadomo, co znaczy dobrze zorganizowana grupa. Jeśli chodzi o Obraniaka, to każdy zasługuje na drugą szansę. Nikogo nie wolno skreślać. Natomiast jeżeli zawodnik "nie podejmie rękawicy", to ja oczywiście nie będę nikogo prosił. Rozmawiał Maciej Białek