Maciej Słomiński, INTERIA: Po przegranym 0-2 meczu z Albanią mówił pan w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", że "tej reprezentacji na więcej nie stać". Być może niepotrzebnie rozdzieramy szaty i szlochamy nad słabą grą drużyny narodowej, a właśnie trzecie czy czwarte miejsce w grupie eliminacji mistrzostw Europy to jest nasz obecny poziom? Jacek Krzynówek, 96-krotny reprezentant Polski: - Tak mówiłem po meczu z Albanią, bo uważałem, że z tamtym selekcjonerem Fernando Santosem na więcej nas nie stać. Szybko przyzwyczajamy się do dobrych rzeczy, pamiętamy dobre czasy kadry Pawła Janasa, Leo Beenhakkera czy później Adama Nawałki i myślimy, że tak będzie zawsze. Tymczasem sport szybko weryfikuje i uczy pokory. Dziś jest już nowy selekcjoner, Michał Probierz nie miał dużo czasu. To jego dopiero drugie zgrupowanie, na razie ma na koncie wygraną i remis. Oby dziś wieczorem te statystyki się poprawiły. Czyli chce pan powiedzieć, że gorzej niż za Santosa być nie może? - Wie pan, ja bym był ostrożny z takimi sądami (śmiech). Chcę zwrócić uwagę na jedną ze statystyk - w ciągu pięciu ostatnich lat Polska miała pięciu selekcjonerów. Coś chyba jest nie tak, przecież wiele drużyn klubowych w tym okresie rzadziej zmienia trenerów, a reprezentacja powinna być oazą stabilności. Ja podczas 11-letniej gry dla kadry miałem czterech trenerów - Janusz Wójcik, u którego zadebiutowałem i zagrałem tylko jeden mecz, Jerzy Engel, u Zbigniewa Bońka nie grałem, miałem wtedy kontuzję więc go nie liczę, potem Paweł Janas i Leo Beenhakker. Selekcjonera wybiera PZPN, być może niektóre z tych wyborów były pochopne, być może ktoś chciał dobrze, a wyszło inaczej... Znaczy, że winien jest związek. - Nie ma złotego środka, a błędów nie robi tylko ten co nic nie robi. Nie powiem, że winien jest PZPN, ale każdy przyczynił się do sytuacji jaka jest dzisiaj. Sukcesy tworzy się wspólnie, to zasługa trenerów, piłkarzy, działaczy i kibiców. Podobnie jest z porażkami - wbrew temu co się mówi, nie są one sierotami. Każda z grup, o których mówiłem przyczynia się do sytuacji w sporcie, jednak to że mieliśmy pięciu selekcjonerów w ciągu pięciu lat świadczy o skrajnym braku stabilizacji. Ostatnie 10 miesięcy, od przejęcia drużyny narodowej przez Fernando Santosa wygląda tak jakbyśmy jechali autem na wstecznym biegu. Dziś nie oczekujmy cudów. Nie da się z biegu wstecznego czy zaciągniętego hamulca ręcznego przyspieszyć do prędkości Pendolino w dwa zgrupowania. Dzwon się czasem drużynie przydaje, ale tych dzwonów było ostatnio zbyt wiele. Zresztą nie chciałbym leżącego, chłopaki nie zapomnieli, jak się gra w piłkę. Potrzebny im, tylko i aż, jeden dobry mecz by odzyskać wiarę i wrócić na właściwe tory. Może to będzie ten z Czechami? "To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać" - tak mawiał Stefan Kisielewski. Gdy trwoga to do Boga, ze złej sytuacji powinien nas wyprowadzić kapitan, Robert Lewandowski. - Robert Lewandowski padł ofiarą własnego sukcesu, wszedł na niebotyczny poziom i gdy gra trochę słabiej od razu odsądzany jest od czci i wiary. Być może na jego słabszą formę mają problemy z byłym managerem, być może zaczyna doskwierać mu PESEL? Nasz futbol przez lata był postrzegany przez pryzmat "Lewego", są tacy którzy na niego narzekają, zobaczymy co powiedzą, gdy go zabraknie? Rolą związku i selekcjonera jest przygotować grunt na czas, gdy Robert powie koniec. Przecież Lewandowski nie będzie grać wiecznie. Zapewne Euro 2024 będzie jego ostatnią wielką imprezą, o ile się tam zakwalifikujemy. Co będzie dalej? Nie ma ludzi niezastąpionych, ale....Tu postawię kropkę, nie chcę być złym prorokiem, chociaż może być jeszcze trudniej niż teraz. Polska - Czechy już dziś na Stadionie Narodowym. Początek o 20:45 Co Polacy są w stanie wnieść na niemieckie mistrzostwa Europy? - Sam to przeżywałem, mistrzostwa świata 2006 odbyły się w Niemczech, pierwszy mecz z Ekwadorem, "gramy u siebie", wielki balon i wielki huk po jego przebiciu. Być może powinniśmy się cieszyć z samego faktu kwalifikacji na wielką imprezę? Nie napinajmy się na medale, na awans z grupy i Bóg wie co, jedźmy się pokazać, cieszmy się tym co mamy. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że dziś w dobie mediów społecznościowych, gdy każdy jest najmądrzejszy ciężko utrzymać narrację na wodzy. Jak będzie wyglądał mecz z Czechami? - Dla mnie to wielka niewiadoma, tak naprawdę może zdarzyć się wszystko. Chciałbym, aby naszym zawodnikom wróciła pasja i radość z gry, aby zostawili serca na boisku. Wtedy nawet jak przegrają, wszyscy będą im bić brawo. My kibice musimy być razem z nimi, to nasz obowiązek. Pana były klub, Bayer Leverkusen jest na czele Bundesligi, notuje najlepszy start w lidze od sezonu 2015/16 gdy podobny bilans miał Bayern Pepa Guardioli. - Dziś w Leverkusen jest Xabi Alosno, też trener z Hiszpanii jak Guardiola, przypadek? Bayer ma doskonale rozwinięty dział skautingu, sprowadza talenty z Brazylii i Argentyny, oczywiście nie zaniedbując Niemiec. Leverkusen nigdy nie było mistrzem, może teraz się uda? Oczywiście jeszcze daleka droga do tego, trzeba pamiętać o roku 2002, gdy Bayer miał szansę na trzy trofea (mistrzostwo, puchar i Liga Mistrzów) a skończył z zerowym kontem. Niektórzy jego zawodnicy przegrali jeszcze finał mistrzostw świata. Sport bywa okrutny. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA