Harmonogram turnieju olimpijskiego tak został skonstruowany, że Polacy z najgroźniejszymi rywalami w grupie, czyli Iranem i Włochami, zmierzyli się już na samym początku. Z tej konfrontacji wyszli z mieszanymi uczuciami. Zanotowali falstart z Persami, przegrywając 2:3, ale za to siatkarzom z Półwyspu Apenińskiego nie oddali seta. W pojedynku z Italią widać było, że poradzili sobie z olimpijską tremą. "Biało-Czerwoni" wysłali w świat wyraźny sygnał, że do Tokio, tak jak zapowiadali, przyjechali bić się o medal. W pojedynku z Włochami na krótko na boisku pojawił się Michał Kubiak, co oznaczało, że kapitan Orłów wraca do pełnej sprawności po problemach zdrowotnych. A jak ważnym ogniwem w drużynie jest 33-letni przyjmujący nikogo nie trzeba przekonywać. Polska - Wenezuela: Heynen przemeblował skład Kolejnym rywalem na drodze Orłów była teoretycznie najsłabsza w grupie Wenezuela. Siatkarze z Ameryki Południowej nie byli w stanie w stanie "urwać" choćby seta w starciach z Japonią i Iranem. Selekcjoner Polaków Vital Heynen mógł posłać na boisko rezerwy, żeby oszczędzić siły podstawowych zawodników. I tak też zrobił charyzmatyczny Belg. Od początku na boisko wybiegł Kubiak. Heynen desygnował do gry także Fabiana Drzyzgę, Kamila Semeniuka, Łukasza Kaczmarka, Jakuba Kochanowskiego, Mateusza Bieńka i libero Pawła Zatorskiego. Mecz Polska - Wenezuela rozpoczął się z prawie godzinnym opóźnieniem, bo wcześniej zażarty bój stoczyli Argentyńczycy z Francuzami. "Trójkolorowi" przegrali po pięciosetowym boju. Kto wie, może jeden z tych zespołów będzie rywalem Orłów w ćwierćfinale? Na początku inauguracyjnego seta Polacy niespodziewanie mieli problemy. Wynikały one głównie z tego, że nasi siatkarze nie mogli skończyć ataku w pierwszej akcji. Kontry również pozostawiały wiele do życzenia. Ataki Kaczmarka czy Semeniuka podbijali rywale. Wenezuelczycy objęli nawet prowadzenie 5:3. Szybko jednak sytuacja na boisku wróciła do normy. Jak powinno się wykorzystywać kontry pokazał Kubiak (9:6). Od tego momentu mistrzowie świata kontrolowali wydarzenia na boisku. Przeciwnicy nie robili nam krzywdy zagrywką i Drzyzga miał komfortową sytuacją. Mógł pozwolić sobie na kombinacyjną grę, często posyłał piłkę do środkowych - Kochanowskiego i Bieńka. Dużo punktów "oddali" nam też Wenezuelczycy własnymi błędami. W ataku rozwinął się Semeniuk, który popisywał się również mocną zagrywką. Po jego asie Polacy prowadzili 20:12. "Biało-Czerwoni" znokautowali Wenezulę w pierwszej partii 25:16, a ostatni punkt zdobyli efektownym blokiem. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź Drugą odsłonę rozpoczął od mocnego uderzenia Kochanowski. As serwisowy naszego środkowego dał nam prowadzenie 3:0. Polakom dopisywało też szczęście, jak w akcji, kiedy piłka po obronie Kubiaka przeleciała na stronę rywali i wpadła w boisko (5:1). Przy stanie 9:4 trener Wenezueli Ronald Sarti poprosił o przerwę, ale niewiele to dało. Różnica klasy na boisku była aż nadto widoczna. "Biało-Czerwoni" powiększali systematycznie przewagę, grając swobodnie i efektownie. Mocne zagrywki Semeniuka sprawiły Wenezuelczykom mnóstwo problemów i dzięki temu Polacy "odjechali" z wynikiem (19:9). Seria pewnie trwałaby nadal, ale doszło do drobnego nieporozumienia w obronie między Kubiakiem i Zatorskim. Dominacja mistrzów świata nie podlegała żadnej dyskusji. Drugiego seta Polacy wygrali jeszcze wyżej niż pierwszego - 25:13. Decydujący punkt był dziełem Kochanowskiego, który popisał się efektownym pojedynczym blokiem. Polska - Wenezuela. Nerwy Heynena Dwa wysoko wygrane sety sprawiły, że w nasze szeregi wkradła się dekoncentracja, co wykorzystali przeciwnicy. W trzeciej partii Wenezuela prowadziła 3:1, 5:3, a po asie Alberto Valencii 7:4. Cały czas siatkarze z Ameryki Południowej mieli dwa punkty przewagi. Spokojny dotąd Heynen nie wytrzymał, kiedy Valencia przedarł się przez nasz potrójny blok i na tablicy było 14:10 dla Wenezueli. Selekcjoner Orłów wziął czas, ale nie wstrząsnął odpowiednio zawodnikami, którzy w dalszym ciągu popełniali masę błędów. Zdenerwowany Heynen poprosił o drugą przerwę przy stanie 11:16. Krzyk szkoleniowca obudził siatkarzy z letargu, ale tylko na chwilę. Wenezuelczycy natomiast złapali wiatr w żagle i "odskoczyli" aż na 20:13. Pod koniec trzeciego seta Heynen zdecydował się na pierwsze zmiany w tym meczu. Na boisku pojawili się Bartosz Kurek i Grzegorz Łomacz. Przewaga rywali była jednak zbyt duża. Polacy niespodziewanie przegrali trzecią partię 18:25. Heynen postanowił nie ryzykować i w czwartej odsłonie na boisku został Kurek, który zastąpił Kaczmarka. Intensywniej zaczęli rozgrzewać się Wilfredo Leon i Aleksander Śliwka na wypadek, gdyby sytuacja na boisku zrobiła się niebezpieczna. Porażka w trzecim secie podrażniła Orłów. Od początku czwartego postanowili pokazać rywalom, kto jest lepszy. "Biało-Czerwoni" wrócili do swojej gry, a przede wszystkim nie popełniali już irytujących błędów. Po asie serwisowym Kubiaka Polacy prowadzili 10:5. Potem było jeszcze lepiej. Semeniuk z zimną krwią wykorzystał przechodzącą piłkę na 14:7. Chwilę później nasz przyjmujący posłał asa (16:8). Sytuacja na boisku wróciła więc do normy i mistrzowie świata zmierzali po zwycięstwo. Meczbola dał nam Kubiak, który sprytnie obił blok rywali. Decydujący cios w tym spotkaniu zadał Semeniuk atomową zagrywką. W pierwszym środowym meczu "polskiej" grupy doszło do sensacji. Iran przegrał z Kanadą 0:3 (16:25, 20:25, 22:25). Ten wynik oznacza, że "Biało-Czerwoni" mają szansę na awans do ćwierćfinału nawet z pierwszego miejsca. Przed Polakami jeszcze dwa spotkania w fazie grupowej. W piątek zmierzą się z gospodarzami Japończykami (początek o godz. 7.20 polskiego czasu), a w niedzielę z Kanadą (początek o godz. 2.00). Polska - Wenezuela 3:1 (25:16, 25:13, 18:25, 25:15) Polska: Łukasz Kaczmarek, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Bartosz Kurek, Grzegorz Łomacz. Wenezuela: Emerson Rodriguez, Alberto Valencia, Manuel Carrasco, Jose Verdi, Daniel Fayola, Enrique Rivas, Hector Mata (libero) oraz Fernando Velasquez, Alfonso Canelo, Luis Guzman, Manuel Oramas, Fernando Gonzalez.