Wojciechowski w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, że start w Tokio okaże się dla niego aż takim koszmarem.Mistrz świata sprzed 10 lat z Daegu nie był w stanie w trzech próbach uporać się z tyczką zawieszoną na wysokości 5,50 m i odpadł z walki o finał z mizernym wynikiem 5,30 m.- Nie potrafię sam sobie tego wytłumaczyć, a co dopiero komuś innemu. Nie wiem, co się stało, bo wszystkie przygotowania wskazywały na to, że będzie dobrze. Nawet kontuzja ostatnimi dniami przestała się odzywać. Wyszedłem tutaj, niby wszystko powinno być tak samo, a nie było. Nie wiem, czy to fatum igrzysk wisi nade mną, czy chodzi o coś innego? - głowił się nasz utytułowany lekkoatleta. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź! Dla naszego multimedalisty wynik w Japonii (28. miejsce) to spory cios. Jednak nie czekając na ewentualne pytanie o swoją przyszłość, od razu sam rozstrzygnął, co będzie chciał robić. - Nie tak chciałbym zakończyć przygodę z igrzyskami, więc już teraz wiem, że jeszcze trzy lata muszę wytrwać i stanąć na wysokości zadania. Tak, aby w Paryżu walczyć o finał. Dzisiaj nic innego nie przychodzi mi do głowy - zapowiedział.Niemoc Wojciechowskiego dziwi tym bardziej, że już na miejscu w Japonii, podczas krótkiego obozu w Kaminoyamie, pokonywał poprzeczkę na dużo wyższym pułapie. - Ostatnie skoki tam pokazywały, że stać mnie na wysokie skakanie. Każde zajęcia kończyły się udanymi na 5,70 m, a tu nastąpiła jakaś katastrofa. Po prostu męka na 5,50 m. Nie potrafię tego wytłumaczyć - kręcił głową. Wojciechowski zapewnił, że ta sytuacja nie przerośnie go mentalnie. - No pewnie, że się pozbieram. Nie mam innego wyjścia, bo ten sport jest tym, co lubię i chcę robić. Z takim założeniem wracam do Polski, a mam nadzieję, że jeszcze parę startów uda się niedługo zaliczyć, gdzie pokażę, że słowa potrafię zamienić w czyny.Do finału, choć nie po łatwej przeprawie, z Polaków awansował tylko Piotr Lisek, zaliczając w trzeciej próbie wysokość 5.75 m. Z walką o medale pożegnał się także Robert Sobera (5.65 m, o odpadnięciu zdecydowało strącenie na 5.50 m). On jednak zmagał się z kontuzją.Artur Gac z Tokio