25-letnia Beata Pacut już za cztery dni leci do Japonii. Cel jest wyznaczony: medal. Dżudoczka czarnych Bytom wystartuje 29 lipca w kategorii 78 kg. Paweł Czado: Czuje już pani reisefieber, ten stan podenerwowania przed daleką podróżą? Jest pani podekscytowana wyjazdem do Japonii?Beata Pacut: - Przede wszystkim się cieszę, ale jeszcze nie czuję tej atmosfery, bo jest mnóstwo obowiązków przed wyjazdem. Czekają mnie jeszcze m.in. dwa testy, odbiór sprzętu... Wyjeżdżam 21 lipca, dzień wcześniej ślubowanie w Warszawie. Wtedy pewnie tak naprawdę poczuję, że jedziemy.Każdy sportowiec marzy o igrzyskach, ale chyba nie do końca o takich, które odbywają w takich okolicznościach.- Przez pandemię na pewno będą inne. Ciężko mi coś więcej powiedzieć na ten temat, bo tak naprawdę nie wiemy czego się spodziewać . Wiemy, że będą ograniczenia jeśli chodzi o kontakty, nawet jeśli chodzi o rozmowy na stołówce. Ale jak to wygląda w w praktyce - zobaczymy dopiero na miejscu.Bez kibiców startuje się inaczej.- Na pewno choć na mogliśmy się do tego przyzwyczaić, bo ostatnie starty były już bez publiczności. Na pewno będzie ciszej i trochę... smutniej.To jest z różnych względów trudny rok, ale w Lizbonie odniosła pani sukces zdobywając w kwietniu mistrzostwo Europy. To był chyba mocny bodziec, że na igrzyskach w Tokio też można wiele osiągnąć.- Oczywiście, że tak. Zarówno medal na mistrzostwach Europy jak i na turnieju Grand Slam w Antalyi upewnił mnie w tym, że mogę wygrywać z każdą rywalką. Ale najważniejsze, że widzę efekty mojej ciężkiej pracy. To bardzo ważne mieć ciągłą motywację i widzieć, że idzie się w dobrym kierunku. Czym turniej olimpijski może różnić się od mistrzostw Europy albo Grand Slamu? Zaczynacie od 1/16 finału - wystarczą cztery wygrane walki i radość. - Podstawowa różnica to fakt, że w każdej kategorii może wystąpić tylko jedna zawodniczka z danego kraju; jedna Japonka, jedna Polka, jedna Francuzka... Podczas mistrzostw Europy miałam walki z dwoma Francuzkami. Igrzyska rządzą się swoimi prawami i nie tylko faworyci zdobywają na nich medale. Czyli oprócz tego co wypracowałam potrzebna jest odrobina szczęścia a wtedy wszystko jest do zrobienia.Potrzeba szczęścia w losowaniu?- Tak a przede wszystkim dobrego samopoczucia w dniu startu. Wiadomo - zmiana strefy czasowej i te parę godzin robi ogromną różnicę. Rywalki są zanalizowane? - Tak. Niejednokrotnie pokazałam, że mogę bić się z każdym więc nie mam żadnej przeciwniczki o której mogłabym myśleć, że lepiej byłoby się z nią nie spotkać... Całą listę rywalek, które się zakwalifikowały na igrzyska mamy opracowaną i czekamy tylko na losowanie. Każdą zawodniczkę z osobna oglądaliśmy, przyglądaliśmy się, na którą stronę się bije, jakie są jej ulubione techniki, jakie są jej silne strony, możliwości. Można mieć nadzieję, że na mistrzostwach Europy to nie był szczyt formy, lecz, że przyjdzie teraz? Mistrzostwa świat były mniej udane.- Chyba pierwszy raz w historii zdarza się sytuacja, że trzy najważniejsze imprezy mistrzowskie odbywają się w tak krótkim przedziale czasowym, w odstępie kilku miesięcy. Ciężko utrzymać szczyt formy na wysokim poziomie przez taki okres. Na mistrzostwach Europy tak naprawdę wystartowałam trochę z marszu, nie odpuszczaliśmy zbytnio tych obciążeń treningowych. Start na mistrzostwach świata uważam za przypadek. Prowadziłam przez całą walkę, w dogrywce przegrałam na punkty przez mój atak, to było moje niedopatrzenie. Myślę, że taki zimny prysznic może mi wyjść na dobre. Na początku nie było wiadomo czy jedzie z panią do Japonii trener Robert Krawczyk. Ostatecznie będzie tam z panią. To zapewne ważne.- Oczywiście, że tak. To dodaje mi dużo otuchy i czuję się dużo pewniej. Trener Robert sam startował na igrzyskach i jego doświadczenie będzie mi potrzebne. Dużo rozmawiamy i dzieli się tym doświadczeniem. Mogę się uczyć na jego przeżyciach.Uczulał żeby walczyć do końca? [Robert Krawczyk podczas igrzysk w Atenach stracił brązowy medal na pięć sekund przed końcem, przyp. aut.]- Oczywiście, że tak! (uśmiech)Czy dla dżudoczki start w Japonii, czyli kolebce dżudo, ma jakieś szczególne znaczenie?- Ogromnego nie. Ale fajne jest, że każde zawody w Japonii odbywają się z namaszczeniem i czuło się, że ta dyscyplina się stamtąd wywodzi. Jednak wspomniany brak kibiców może spowodować, że te emocje podczas zawodów, będą mniejsze. Bierze pani pod uwagę możliwość, że test może wyjść pozytywnie i wszystko pójdzie w... kosmos?- Niestety. Tych testów będzie bardzo dużo, na miejscu już codziennie więc trzeba to brać pod uwagę. Ja jestem ozdrowieńcem, jestem zaszczepiona więc - powiedzmy - że moje szanse rosną (uśmiech). Ale słyszę o przypadkach, że zakażenia już się w wiosce pojawiły więc wszystkiego można się spodziewać. Polskie dżudo czeka na medal olimpijski od 1996 roku. Podobno teraz do Tokio jedzie jedna z najsilniejszych ekip. Jak pani na to się zapatruje?- Trzymam kciuki nie tylko za siebie, ale za całą naszą reprezentację. Oczekujemy medali, ale nie zakładamy na siebie żadnej presji. Myślę, że każdy z nas chce zaprezentować jak najlepiej.Ale pani jedzie po medal?- Oczywiście, że tak (uśmiech).rozmawiał i notował: Paweł Czado