Jeszcze na 60 m do mety była piąta, ale na ostatnich metrach wręcz +połykała+ rywalki i była bliska wyprzedzenia Jamajki Elaine Thompson-Herah, która ostatecznie utrzymała pierwszą lokatę, co dało jej piąty medal olimpijski (w Rio de Janeiro zdobyła trzy krążki). "To jest paradoks w czystej postaci... Wiemy, że testosteron daje korzyści, ale +polityka+ władz sugeruje, że tylko w niektórych sytuacjach. W ten sposób sportowiec jest legalny jednego dnia, a nielegalny następnego, w zależności od wydarzenia" - napisał południowoafrykański naukowiec profesor Ross Tucker na swoim blogu "Science of Sport". Namibijka miała startować pierwotnie na 400 m, ale okazało się, że ma zbyt wysoki poziom testosteronu i zgodnie z przepisami World Athletics wprowadzonymi w 2018 r. nie może rywalizować na dystansach od 400 m do mili (1609 m), jeśli nie poddała się jako osoba interpłciowa (DSD) farmakologicznemu obniżeniu poziomu tego podstawowego męskiego hormonu płciowego. Tokio 2020 - bądź z nami na igrzyskach olimpijskich! <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-tokio-2020/aktualnosci?utm_source=raport&utm_medium=raport&utm_campaign=raport" target="_blank">Sprawdź</a> Z podobnego powodu, czyli zaburzeń rozwoju płci, nie mogła na tym dystansie wystartować druga z biegaczek tego kraju Beatrice Masilingi. To kolejne kontrowersyjne przypadki w świecie biegów po tym, jak głośna była w ostatnich latach sprawa Caster Semenyi, dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej na 800 m. W maju 2019 roku Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie odrzucił apelację południowoafrykańskiej biegaczki w związku z przepisami World Athletics nakazującymi zawodniczkom o podwyższonym poziomie testosteronu zmniejszać go farmakologicznie, jeśli chcą startować w biegach od 400 m do mili. Semenya nie poddała się leczeniu. Próbowała zdobyć olimpijską kwalifikację na dystansie 5000 m, ale minimum do Tokio nie zdołała wywalczyć.