27. czempionat globu pod względem rozstrzygnięć to dzień jak co dzień, kolejny dzień w biurze. W pierwszej czwórce Francja, Hiszpania, Szwecja i Dania. Bez większych niespodzianek W gronie ośmiu faworytów przed turniejem były wszystkie te ekipy. Była też Chorwacja, Norwegia, Niemcy. Standardowo pozostawało jedno wolne miejsce, jak na wigilii, dla niespodziewanego gościa: może dla Słowenii, może Portugalii, może Węgier albo gospodarzy. Końcowa kolejność nie jest więc żadnym zaskoczeniem. Zaskoczeniem jest to, w jaki sposób pandemia wpłynęła, a raczej nie wpłynęła na przebieg turnieju. Oczywisty jest wniosek, że drużyny które dotarły do finału nie znalazły się tam przypadkowo. Skandynawia produkuje takie zastępy piłkarzy ręcznych, że była w stanie wystawić zespoły na miarę finału. Wygrali go Duńczycy, bo mieli MVP tego mundialu - i paru poprzednich imprez - Mikaela Hansena oraz Niclasa Landina w bramce. Wpływ pandemii chyba najbardziej widoczny był przed turniejem i na początku. Wiedzą o tym coś Niemcy, których bodaj ośmiu zrezygnowało z przyjazdu i skończyli mistrzostwa na 9. miejscu. Wiedzą o tym coś Brazylijczycy, rewelacja poprzedniego turnieju, którzy do Kairu dotarli bez trenera, największej gwiazdy Thiago Petrusa z Barcelony i sześciu innych graczy. Wiedzą o tym coś na Wyspach Zielonego Przylądka - to jedyna drużyna, która nie dokończyła turnieju z powodu COVID-19 i braku wystarczającej liczby graczy. Wiedzą to w Czechach i Stanach Zjednoczonych, które wycofały się z turnieju odpowiednio dzień i dwa przed mundialem. Reprezentacja Polski - wyraźny postęp Klasę pokazała też reprezentacja Polski, która - pamiętajmy - dostała się na turniej dzięki "dzikiej karcie" od IHF. Z powodu odwołania eliminacji nie mieliśmy szansy ich rozegrać, a w niedalekiej już przyszłości - 2023 - będziemy organizować mundial razem ze Szwecją. Więc takie "zaproszenie" po prostu nam się należało. Jeszcze bardziej powinny nam się należeć ogólnodostępne transmisje z meczów "biało-czerwonych". Dostaliśmy je od drugiej rundy, raptem trzy mecze z sześciu, więc jeśli ktoś nie skorzystał z możliwości oglądania początku turnieju w internecie, nie miał okazji przekonać się, jak w przekroju całego turnieju prezentowała się reprezentacja Polski. A prezentowała się o niebo lepiej, niż rok temu na mistrzostwach Europy w Szwecji. Lepiej, niż przed nimi, lepiej niż za poprzedniego trenera, lepiej, niż można by oczekiwać po zespole, który przez ponad 300 dni przeklętego covidowego 2020 roku nie zagrał ani jednego meczu, a połowa zgrupowań, z tych samych powodów, odbywała się w okrojonym składzie. W Egipcie Polacy pokazali, że są drużyną. Okazało się, że mamy jednostki zdecydowanie wybijające się, nie tylko na tle innych kadrowiczów, ale na tle wszystkich zawodników, którzy przyjechali do Egiptu. Arkadiusz Moryto, lat 23, miał w Egipcie rewelacyjną skuteczność rzutową - 88 procent. Przy 36 golach na 41 rzutów, to naprawdę rewelacyjny wynik. W karnych nie ustępował jednej z legend kadry Bogdana Wenty, Tomaszowi Tłuczyńskiemu. Na środku rozegrania grę prowadził nam 19-letni Michał Olejniczak, chłopiec który rok temu debiutował w kadrze jako zawodnik 1-ligowego SMS Gdańsk bez choćby minuty na boiskach PGNiG Superligi. Dziś zderza się bez respektu z obrońcami pokroju Hiszpanów Virana Morrosa i Joana Cańellasa czy Węgra Bence Benhidiego. Szymon Sićko ładuje z drugiej linii aż miło i miał najwięcej asyst w drużynie, skrzydła z Morytą i solidnie już ogranymi Przemysławem Krajewskim i Michałem Daszkiem robią swoje. W kolejce czekają Jan Czuwara czy Piotr Jarosiewicz. Nadzieje i wątpliwości Adam Morawski, czyli "Loczek" ma 26 lat i jak na bramkarza to ma przed sobą coś koło kilkunastu lat grania. Może jednak zamiast pracować usilnie na legendę płockiej piłki ręcznej, powinien zrobić krok do przodu i zmienić klub? Oczywiście na lepszy, a pytają o niego ponoć giganci z Niemiec czy Francji, przebąkuje się o rzekomym zainteresowaniu THW Kiel, ale jedno jest pewne - kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Kadra ma problem z prawą połówką, czyli prawą stroną rozegrania, na której gra leworęczny zawodnik. Ale tym problemem nie jest Rafał Przybylski z Azotów Puławy. Problemem jest to, że zawodników odpowiedniej klasy na tej pozycji w każdej drużynie klubowej i w każdej reprezentacji jest jak na lekarstwo. Potrzebujemy prawdziwego mózgu dowodzenia, doświadczonego, odważnego, sprytnego - rozgrywającego. Olejniczak na razie ma lat 19 i jest jeden, w Lidze Mistrzów zagrał mniej niż osiem meczów, ale przynajmniej uczy się w Kielcach od Igora Karacića. Ile od niego zależy było widać w meczu z Węgrami, gdy skręcił kostkę. Aż tyle nie powinno. Nie ma problemu z trenerem, bo Patryk Rombel ma posłuch, ma pomysły. Robotę w kadrze załatwił sobie na parę lat, lub przynajmniej powinien. Jeśli chodzi o związek, to ważna jest stabilizacja podejścia do kadry, czy zapewnienia sponsorów (Suzuki). Przede wszystkim zdobyliśmy dziką kartę na Egipt, a wcześniej udało się wygrać rywalizację o mundial w 2023, który zorganizujemy ze Szwecją. Krzysztof Lijewski, drugi trener Łomży Vive Kielce i były znakomity reprezentant Polski, podkreśla, że kadra ciągle potrzebuje czasu. I to nie roku dwóch czy trzech, bo efekty pracy Patryka Rombla, efekty działania Szkół Mistrzostwa Sportowego i efekty rozwoju obecnych kadrowiczów przyjdą za lat pięć czy nawet sześć. - To będzie wtedy, gdy rocznik 2002, który jest teraz w SMS-ach i obecni kadrowicze, którzy mają teraz po 22-23 lata, będą mieć za sobą wiele lat grania na dobrym poziomie, w Lidze Mistrzów i europejskich pucharach. Więc potrzeba cierpliwości dla pracy Patryka, który jest pracoholikiem, jeździ po całej Polsce i szuka zawodników - powiedział w podsumowaniu mistrzostw trener mistrzów Polski, Talant Dujszebajew. Partnerem publikacji jest marka Suzuki, sponsor polskiej reprezentacji w piłce ręcznej.