Relacja ojca z synem jest zawsze szczególna. Delikatna staje się wówczas, gdy jeden z nich jest trenerem, a drugi zawodnikiem. - Traktuję go jak każdego innego gracza. On też unika mówienia do mnie "tato". To słowo w trakcie zawodów, czy treningów nie istnieje. Często słyszę od Kevina, że jestem w stosunku do niego bardziej surowy i wymagający. Ale przecież to mój syn - powiedział szkoleniowiec "Trójkolorowych" Laurent Tillie. Kevin Tillie jest w ekipie Francji podstawowym przyjmującym. Świetnie radzi sobie zwłaszcza w obronie. Sam mówi, że zawdzięcza to ojcu i nie skarży się na to, że czasami ich praca przenoszona jest do domu. - W naszej rodzinie sport jest na pierwszym miejscu. Mój brat Kim uprawia koszykówkę, a młodszy Guy bawi się tak jak ja w siatkówkę. Dużo i często rozmawiamy o tym, co dzieje się w sporcie. To nasz chleb powszedni. W końcu mama jest także byłą siatkarką - dodał Kevin. On sam ma wrażenie, że musi czasami bardziej niż inni zawodnicy udowodnić, że zasługuje na grę w szóstce. - By uniknąć jakichkolwiek komentarzy, że jestem na boisku tylko dlatego, iż mój ojciec jest trenerem. Doskonale o tym wiem, że muszę się wyróżniać, by założyć koszulkę reprezentacji. Staram się jak mogę, ale i tak czasami ojciec podchodzi do tych spraw bardziej emocjonalnie - przyznał. Laurent Tillie jest szczęśliwy, że jego synowie wybrali taką, a nie inną ścieżkę życia. - Sport uczy nie tylko ciężkiej pracy i dyscypliny, ale pokazuje jak żyć. Pomaga zrozumieć na czym polegają relacje międzyludzkie, kształtuje szacunek dla innych, pomaga obcować z porażkami. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, by moje dzieci wybrały inny sposób na życie. Na szczęście w domu nie przeszkadza nam, że wszyscy jesteśmy zaangażowani w to, co robimy. Przynajmniej na razie - zaznaczył. Od lat w reprezentacji Brazylii współpracuje rodzina Rezende. Ojciec Bernardo jest trenerem, Bruno - rozgrywającym. Na tej linii często zgrzyta i widać to wyraźnie w trakcie meczów. Nie jest tajemnicą, że szkoleniowiec "Canarinhos" jest wymagający - zwłaszcza względem swojego syna. Bruno w kadrze jest od 2006 roku i jako pierwszy powołał go właśnie jego ojciec. Długo jednak nie mógł wywalczyć sobie miejsca w wyjściowej szóstce, a jak już się to stało, musiał często wysłuchiwać krytycznych uwag Rezende-seniora. - Przede wszystkim na treningach czy w meczach nie ma ojca - jest trener Rezende. Jest bardzo pomocny, bo daje mi wiele cennych wskazówek. Problem polega na tym, że ode mnie wymaga znacznie więcej, niż od innych i kiedy coś mi nie wychodzi w trakcie meczu, nie przebierając w słowach wytyka mi każdy szczegół. Z innymi postępuje delikatniej. Tak czy inaczej, mój ojciec jest jednym z najlepszych trenerów na świecie, ufam mu bezgranicznie i cierpliwie znoszę reprymendy, bo wiem, że są wyłącznie w dobrej wierze - przyznał potulnie 28-letni Bruno. Teraz jest filarem brazylijskiej kadry i jednym z najlepszych rozgrywających na świecie.