Podopieczni Stephane'a Antigi po raz pierwszy w mistrzostwach świata rozgrywanych w Polsce zeszli z boiska pokonani. Każda seria się kiedyś kończy. Po pięciu zwycięstwach z rzędu, i to z tylko jednym straconym setem, nasi siatkarze zaznali goryczy porażki. Przytrafiło im się to na starcie rywalizacji w drugiej rundzie mundialu. Zespół Stanów Zjednoczonych - triumfator tegorocznej Ligi Światowej - okazał się za mocny, a prym wiedli Matthew Anderson i Taylor Sander. Polacy swoją zagrywką nie robili krzywdy przeciwnikowi, a sami mieli kłopoty z przyjęciem. - Amerykanie zagrywali regularnie. Niektóre serwisy rywali były, że tak powiem, w miarę proste, ale to jest inna hala niż graliśmy do tej pory. Trzeba się do niej przyzwyczaić - komentował mecz Wlazły. - Po naszym słabszym przyjęciu pojawiły się błędy, a Amerykanie potrafili wykorzystać naszą trudniejszą sytuację na siatce - powiedział zawodnik, który zapisał na swoim koncie 17 punktów. Atakujący "Biało-czerwonych" skończył 16 z 29 ataków. Przed Polakami jeszcze trzy spotkania w grupie E: z Włochami, Iranem i Francją. Szansa na awans do czołowej szóstki MŚ jak najbardziej realna. - Nie ma się co załamywać, to jest turniej. W czwartek jest kolejny mecz, kolejne wyzwanie. Ten z USA to już jest historia. Nic już nie zmienimy - powiedział Wlazły. - Trzeba to zaakceptować i wyciągnąć maksymalnie dużo dobrego z tego meczu i oczywiście wyeliminować błędy, które nam się przytrafiły - podkreślił zawodnik. Robert Kopeć, Łódź Cała opinia Mariusza Wlazłego o meczu z USA na załączonym filmie.