Po Memoriale Huberta Jerzego Wagnera w Krakowie i meczach towarzyskich z Belgią wydaje się, że forma ekipy Vitala Heynena idzie w górę.Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: - Tak, to nie ulega wątpliwości. I w Krakowie, i w Szczecinie rozegraliśmy spotkania z uczestnikami mistrzostw. W tym gronie są faworyci do medali - Rosja, Francja. Przypomnę też, że w Ostrowcu Świętokrzyskim dwukrotnie pokonaliśmy Kamerun. Bilans siedmiu potyczek poprzedzających imprezę sezonu - siedem zwycięstw. To bez wątpienia podnosi morale naszego narodowego zespołu, umacnia przekonanie, że wykonana praca zaczyna być efektywną. Ale, też przestrzegam - nie popadajmy w hurra optymizm. To jednak były gry towarzyskie.Zmierza pan do tego, że w tych towarzyskich próbach rywale nie pokazali całego potencjału?- Nikt nie pokazał. My także. Po pierwsze: to był okres, kiedy większość drużyn była po intensywnym treningu siłowym. Po drugie: widać było, że każdy ze szkoleniowców szuka optymalnych rozwiązań personalnych. Trudno wymyślić, jakieś zaskakujące rozwiązania taktyczne, po Lidze Narodów, w której niemal każdy z uczestników mistrzostw "ujawnił" swe mocne i słabe strony. My chyba na tym tle narobiliśmy najwięcej zamieszania desygnując do gry w Lidze Narodów komplet zgłoszonych zawodników, grając niemal w każdym turnieju, często w każdym meczu w innym zestawieniu. Podobnie było w sparingach.Właśnie, co wiemy o ekipie Vitala Heynena?- Wbrew może oczekiwaniom ekspertów atutem Polski jest absolutna "tajemniczość", bardziej nieprzewidywalność personalnych zestawień dokonywanych przez Vitala. Mistrzostwa będą długim i wyczerpującym turniejem. Im więcej zawodników gotowych do grania, tym większa szansa na sukces. My mamy naprawdę komplet zawodników do walki o najwyższe cele. I tyle. Nie będę ujawniał swojej oceny poszczególnych rozwiązań taktycznych, czy rozwiązań personalnych, albo własnych preferencji, bo w ten sposób mógłbym nieopatrznie "zdekonspirować" naszą ekipę.Czyli nie ujawni pan atutów i deficytów Polaków?- Nie. Wszyscy je powszechnie znamy, ale w przypadku wspomnianych deficytów trener ma rozwiązania pozwalające je równoważyć. Atuty... mamy ich sporo i tyle na ten temat. Mam też przekonanie, że podczas turnieju pokażemy kolejne walory.Ale przecież cel tej drużynie został chyba określony?- Tak. Polacy bronią tytułu mają więc naturalne zobowiązanie, ale najważniejszym celem jest uzyskanie takiego rezultatu, który pozwoli uczestniczyć w pełnej "ścieżce" kwalifikacji olimpijskich, i to z uprzywilejowanej pozycji, czyli wysokiego miejsca rankingu FIVB. Przede wszystkim jednak chcę drużyny walczącej! Walczącej o każdy punkt, set, mecz, kolejną rundę, podium, złoto.Może pokusi się Pan jednak o wskazanie najgroźniejszych rywali naszej drużyny podczas mistrzostw...- To trochę wróżenie z fusów. Najgroźniejszym rywalem każdego sportowca jest on sam. W pierwszej kolejności trzeba się skupić na uruchomieniu własnego potencjału, a dalej na "destabilizowaniu" potencjału rywali. Dobrze, niech będzie. W fazie grupowej musimy uważać na Iran i mimo różnych problemów Bułgarów na współgospodarzach mistrzostw. Bułgarscy kibice są bardzo "spontaniczni" i mogą "ponieść" ekipę Konstantinowa. Nieco anonimowa jest Kuba, Finlandia pewnie postawi na solidne rzemiosło. Nie można pozwolić sobie na dekoncentrację w meczu z Portoryko. W kolejnych etapach turnieju pojawią się na naszej drodze pojawią się już silniejsze ekipy, ale my mamy walczyć z każdym z takim samym zaangażowaniem, bez względu na ranking i sławę przeciwników.To inaczej - kto będzie na podium w Turynie?- To łatwe pytanie. Ten, kto wygra ostatni mecz mistrzostw. Ale na poważnie. W ostatnich latach skończył się etap dominacji jednej drużyny narodowej. Tak, jak cztery lata temu, tak i teraz mamy grono pretendentów do podium. Alfabetycznie: Brazylia, Francja, Iran, Polska, Rosja, Serbia, USA, Włochy. Kolejność na podium... dowolna. Proszę jednak pamiętać, że sport uwielbia niespodzianki. Rozmawiał: Janusz UznańskiZa: PZPS