Pojedynek Słowenii z Australią w Bolonii dla obu drużyn był pożegnaniem z siatkarskim mundialem. Debiutanci z Bałkanów, ale i zespół z Antypodów, swój cel w turnieju osiągnęli. Wskoczyć między gigantów i zagrać z nimi w Turynie o medale co prawda się nie udało, jednak obie drużyny pokazały się w MŚ z dobrej strony i obie tak chciały zakończyć zmagania we Włoszech. Zespół z Antypodów wszedł w spotkanie na wysokich obrotach, tak samo zresztą jak ekipa z Antypodów. Obie grały ofensywnie, bez większych spięć na siatce i ciesząc się grą i kończącym się turniejem Słoweńcy wzięli pierwszą odsłonę wygrywając 25:23, a swój ogromny w tym udział miał Klemen Cebulj. W partii drugiej do głosu doszli siatkarze z Australii, tym razem na parkiecie najlepszy był Luke Perry, który dostał szansę gry na dłuższym dystansie czasu i poprowadził zespół do triumfu 25:20. Walka trwała w najlepsze, a Slobodan Kovac co i rusz sięgał po rezerwowych, by dać im posmakować atmosfery mundialu. A Mark Lebedew dorzucił do "pieca", wpuszczając na parkiet bombardiera Lincolna Alexandra Williamsa. I znów lepsza okazała się ekipa z Europy, wygrała partię numer trzy 25:19 i po raz drugi w niedzielę wyszła na prowadzenie. Kangury nie pozostały dłużne, kilka punktów przewagi zdobyte w połowie seta wystarczyło, by w końcówce obronić przewagę i triumf 25:22. W partii numer pięć znów było ciekawie, Słoweńcy nie potrafili jednak zatrzymać rozpędzonych Kangurów, przegrali partie 11:15 i w efekcie cały mecz. W ostatnim meczu grupy F Belgowie, którzy wciąż jeszcze biją się o awans z drugiego miejsca w stawce, stawią czoła mistrzom olimpijskim z Brazylii. By znaleźć się w szóstce, muszą Canarinhos pokonać. Początek meczu o godzinie 20:30. Słowenia - Australia 2:3 (25:23, 20:25, 25:19, 22:25, 11:15) Sędziowali: Fabrizio Pasquali (Włochy), Ibrahim Al Naama (Katar) Widzów: ok. 1500