- Srebrny medal jest sukcesem, ale stać mnie na więcej. Przyjechałem tu po medal i go zdobyłem. Mogłem wygrać, ale cóż, takie jest piękno sportu. Większość już przed igrzyskami rozdawała medale, ale Christoph Harting w ostatniej chwili się zmobilizował i pokazał klasę. - Harting nie potrafił wymówić mojego nazwiska, więc kiedyś nazwał mnie "srebrny". Może w taki sposób rzucił na mnie klątwę? (śmiech). - Spełniam się w sporcie. Chciałem mieć złoto, więc ci, którzy mnie nie lubią, muszą się ze mną jeszcze pomęczyć, bo zamierzam walczyć o nie za cztery lata w Tokio. - Byłem zmotywowany, bo wiedziałem, że dziś jest gorąco, a to niezbyt komfortowe dla takiego grubaska jak ja, więc musiałem się skoncentrować. - Co ze srebrnym medalem? Jeśli jest ktoś chętny do wykupienia go na charytatywnej licytacji, to już zapraszam. Na pewno się dogadamy (śmiech). Nie ma ceny wyjściowej, ale liczę, że ktoś nieźle zapłaci, bo osiem lat musiałem czekać na ten medal.