Czasy jakie uzyskały w półfinałowych seriach - 55,35 (Linkiewicz) oraz 56,99 (Ankiewicz) - dały im odpowiednio 10. i 23. miejsce. - Dramat. Spartoliłam wszystko, co mogłam. Pomyliłam kroki, wszystko mi się pomieszało. Przy trzecim płotku zrobiłam o jeden za dużo, a potem już bardzo trudno wrócić do poprzedniego rytmu. Musiałam zwalniać, zdrabniać, bo 16 kroków to dla mnie za dużo. Jedynie mogłam walczyć, żeby dobiec - komentowała swój bieg Ankiewicz. - Totalna katastrofa. Nigdy wcześniej nie zepsułam tak biegu. Jestem zadowolona z tego, że w eliminacjach poprawiłam rekord życiowy, który dużo mnie kosztował i że dostałam się do półfinału. Myślałam, że igrzyska to większy stres, a nie jest źle. To na pewno życiowy sezon, ale też ciężki dla mnie i dla moich bliskich - dodała nasza zawodniczka. Braku awansu do finału żałowała Linkiewicz. - Szkoda, bo każdy jako sportowiec marzy o finale olimpijskim. Trochę zabrakło, ale i tak jestem zadowolona. To dziesiąte miejsce na świecie, trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Na pewno to dobry prognostyk na przyszłość - powiedziała. - Chciałabym w przyszłym roku ustabilizować się na poziomie 55 sekund, a może nawet poniżej, by wszystko stopniowo szło do przodu. Dobrze jestem przygotowywana przez trenera Marka Rożeja, wiem, że są rezerwy. Chcę się tym wszystkim cieszyć. To dla mnie szczególna chwila, debiut olimpijski i jestem szczęśliwa, że tu jestem. Bardzo lubię startować jak jest taka publiczność, to mnie nie przytłacza a niesie - stwierdziła Linkiewicz.