Fularczyk-Kozłowska w sobotę, wraz z Natalią Madaj, popłynie w eliminacjach dwójek podwójnych igrzysk w Rio de Janeiro. - Motywacja jest jeszcze większa niż cztery lata temu i faktycznie ja nic nie muszę, ale ja chcę. Mam jeden krążek, chciałabym drugi. Innego koloru, bo to był tylko i aż brąz. Czemu kolekcji nie powiększyć? Tym bardziej, że po Londynie podjęłam wyzwanie trenowania przez kolejne cztery lata. A co po Rio? Niech to na razie zostanie po Rio - zaznaczyła Fularczyk-Kozłowska. Cztery lata temu w Wielkiej Brytanii wraz z Julią Michalską zdobyły brązowy medal. Od tego czasu wiele się w życiu obu pań zmieniło. Michalska zrezygnowała ze sportu, po tym jak nie udał jej się powrót po przerwie macierzyńskiej. Fularczyk-Kozłowska wzięła ślub i zaczęła pływać z Madaj. - Teraz mam całkowicie inne nastawienie do igrzysk niż cztery lata temu. Przed Londynem miałam duże problemy z kondycją psychiczną. Spotkało mnie sporo przykrości w życiu osobistym i musiałam sobie z tym poradzić. Wówczas była też większa presja, a przynajmniej mam takie odczucie. Jestem też cztery lata starsza, bardziej doświadczona, czy mądrzejsza, to trzeba by było się zastanowić, ale mam inne nastawienie. Jestem na pewno bardziej zmotywowana i nie jest to wyrozumiałość z mojej strony, ale nabrałam pewności siebie, której mi ciągle brakowało - przyznała zawodniczka RTW Lotto Bydgostia Bydgoszcz. Trudno od Fularczyk-Kozłowskiej usłyszeć konkretne deklaracje. - Jestem bardzo oszczędna w takich wypowiedziach. Wolę zaskoczyć, niż później się tłumaczyć. Mogę jedynie powiedzieć, że jesteśmy z Natalią bardzo dobrze przygotowane, w życiowej formie i pokazują to wyniki sprawdzianów na lądzie i wodzie. Dobrze się czujemy i złapałyśmy już pewność siebie, której ostatni brakowało ze względu na moje zdrowie i brak startów - dodała niespełna 30-letnia wioślarka. Kibice zapamiętali ją sprzed czterech lat, kiedy z wielkim wysiłkiem wychodziła z łódki po finałowym wyścigu. Nie tylko płakała z radości, ale przede wszystkim z bólu. - Staram się nie myśleć o Londynie. To już było, to za mną. Przede mną kolejne igrzyska. Cztery lata pracy. Kolejny sukces może być też okupiony takimi łzami i cierpieniem, co cztery lata temu. To jest mało istotne. Najważniejsze jest, by spełnić po raz kolejny swoje marzenia i pojechać bieg życia. Reszta się sama ułoży - podkreśliła. W Rio de Janeiro pogoda jest bardzo dobra. W ciągu dnia jest ciepło, świeci słońce, ale jest także duży wiatr. I to właśnie największe zmartwienie wioślarzy. - Najbardziej się obawiam, by to nie pogoda rozdawała medale. I to ona decydowała, czy ktoś jest lepszy czy nie, a nie przygotowanie fizyczne. Bywają różne kierunku wiatrów. Jedyny plus jest taki, że my z Natalią się żadnych warunków nie boimy. Po prostu jedziemy i tyle - dodała. To drugie w karierze igrzyska Fularczyk-Kozłowskiej, ale po raz pierwszy mieszka w wiosce olimpijskiej wraz z innymi dyscyplinami sportu. - I to jest bardzo fajne uczucie. Humory pozytywne, myślę, że na razie jesteśmy spokojne i cieszymy się, że jesteśmy olimpijkami. Pierwsze dni w wiosce były pełne euforii. Trzeba było to jednak stonować i trzeba skupić się na sobie - powiedziała. Jej mężem jest... trener. Wprawdzie ona sama z nim nie ćwiczy, ale w domu jest wiele wioślarstwa. - Niekiedy mamy tego dość. Staramy się to rozgraniczyć, ale się nie da. Myślę, że nasze prace się po prostu przenikają. Jestem bardzo dumna z męża, że udało mu się zakwalifikować osadę na igrzyska i chyba jako jeden z nielicznych trenerów w Polsce ma aż sześć zawodniczek w kadrze. Mimo młodego wieku jednak coś tam potrafi - oceniła. Eliminacje w dwójkach podwójnych kobiet na torze Lagoa w Rio de Janeiro zaplanowane są na sobotę na godz. 16.00 czasu polskiego. Finał w czwartek, 11 sierpnia, o 15.20. Igrzyska po raz pierwszy w historii odbędą się w Ameryce Południowej. Rozpoczną się w piątek, a ceremonia otwarcia odbędzie się na słynnym piłkarskim stadionie Maracana. Impreza potrwa do 21 sierpnia.