- Przyzwyczajam się do... zielonej podłogi w olimpijskiej hali, bo zawsze grałam na czerwonej - stwierdziła Grzybowska-Franc. - Hala olimpijska z zewnątrz nie robi furory, ale środek został zagospodarowany dosyć dobrze. Są trzy sale: główna, rozgrzewkowa i treningowa. Na warunki nie można narzekać, oświetlenie na głównej jest dosyć nisko, co dla nas, zawodniczek, jest korzystne - powiedziała 27-letnia Grzybowska-Franc. Pingpongistka SKTS Sochaczew zwróciła uwagę na dwie różnice w porównaniu do innych zawodów międzynarodowych. - Stoły są zielone, ale takie miałyśmy również dużo wcześniej, podczas treningów w Gdańsku. Trzeba zaś przyzwyczaić się do zielonej podłogi, bowiem zawsze miałyśmy czerwoną przy stołach - dodała. Grzybowska-Franc i Li Qian wystąpią w turnieju gry pojedynczej, zaś w drużynówce będzie rywalizować także Natalia Partyka. - Cztery lata temu na igrzyskach w Londynie byłam tylko w zespole (1:3 z Singapurem w 1/8 finału - red.), dlatego teraz mam większe oczekiwania co do zawodów olimpijskich. Chciałabym w singlu pokonać którąś z zawodniczek wyżej notowanych. Najlepiej aby to była Azjatka, bo to oznaczałoby, że ciężka praca, którą wykonałam podczas przygotowań, dała zamierzony efekt i wszystko idzie w dobrym kierunku - oceniła. Podopieczna trenera Michała Dziubańskiego pokusiła się ponadto o porównanie wiosek olimpijskich w Wlk. Brytanii i Brazylii. - W Rio też mamy ogromną stołówkę, siłownię i strefę wypoczynku. Może standard jest odrobinę niższy, ale nie wpływa to jakoś znacząco na nasz pobyt - stwierdziła.