Zawodnik z Zegartowic wywalczył pierwszy dla Polski krążek w tych igrzyskach. W wyścigu ze startu wspólnego ustąpił tylko Belgowi Gregowi Van Avermaetowi i Duńczykowi Jakobowi Fuglsangowi. "Michał Gołaś i Maciek Bodnar zrobili na tych pierwszych rundach znakomitą robotę dla Rafała. Natomiast Michał Kwiatkowski był z przodu i jechał swoje. W końcówce, mimo że pozostali go dogonili, jeszcze potrafił pomóc. Wierzę, że polski kolarz jeszcze będzie mistrzem olimpijskim" - powiedział Skarul. Mało brakowało, by stało się tak już w sobotę. Majka, po wywrotce Włocha Vincenzo Nibaliego i Kolumbijczyka Sergio Henao, został liderem wyścigu. Skurcze i duże zmęczenie spowodowały jednak, że dał się wyprzedzić jeszcze dwóm kolarzom. Teraz czeka zawodników start w jeździe indywidualnej na czas. Wystąpią w niej Kwiatkowski i Bodnar. Z kolei Majka już w niedzielę wylatuje z Rio de Janeiro. "Myślę, że Bodnara stać na bardzo dobry wynik w czasówce, na pewno miejsce w pierwszej ósemce, ale nie przekreślam wcale Michała. On jest bardzo silny, pokazał to w sobotę. Jest też bardzo skoncentrowany. Spędzam z nimi czas w wiosce olimpijskiej i jestem pod wrażeniem ich profesjonalizmu. Zresztą cała ekipa jest bardzo dobrze zgrana i mogę powiedzieć, że jako szef związku jestem szczęśliwy, że mogę z takimi ludźmi pracować" - przyznał Skarul. Po raz ostatni medal w kolarstwie szosowym Polacy wywalczyli w 1988 roku w Seulu. Wówczas zdobyli srebro w drużynie. "Czuję satysfakcję, bo to ja z nimi wtedy pracowałem. Teraz po tylu latach jest brąz. Rafała wtedy jeszcze nie było na świecie. Nie będę ukrywał, że jestem bardzo wzruszony i łzy mi poleciały, ale nie powiedzieliśmy tu jeszcze ostatniego słowa" - zaznaczył prezes związku. Wśród szans medalowych wymienił jeszcze Katarzynę Niewiadomą w wyścigu ze startu wspólnego, drużynę sprinterów w kolarstwie torowym oraz Maję Włoszczowską w MTB. "Jak sześć lat temu przyszedłem do związku, to leżeliśmy na łopatkach. Tak naprawdę nie wiedziałem, czy kolejny miesiąc przeżyjemy. Trzy pierwsze lata to była walka o przetrwanie, ale oprócz tego, że mamy parę rodzynków, mamy też w polskim kolarstwie całą grupę fantastycznych ludzi, jak chociażby pierwszy trener Majki Zbigniew Klęka. Ale takich jak on jest w kraju przynajmniej kilkunastu. To ludzie, którzy wyszukują talenty i pracują z nimi. Nie patrzą na czas, na koszty. Po prostu to robią" - podkreślił. Niewiadoma swój start będzie miała już w niedzielę. "Ten wyścig może być jednak zupełnie inny niż męski. Startuje znacznie mniejsza liczba zawodniczek. W kobiecym kolarstwie rozgrywki są czasami szalone. Nie wierzę w większy odjazd, raczej może być kilka mniejszych. Myślę, że Amerykanki i Holenderki będą chciały kontrolować wszystko. Wiem, że reprezentantki USA, które są bardzo silne na podjazdach, trochę się nie lubią" - powiedział Skarul. Nawiązał także do wspaniałej współpracy w sobotę polskich kolarzy. "Mieliśmy sytuację, ze dwóch kolarzy z jednej drużyny i dwóch z drugiej założyli koszulki biało-czerwone i one ich zjednoczyły. Nie miało znaczenia, w jakiej grupie na co dzień jeżdżą. Zachowali się jak czterej muszkieterowie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Tak naprawdę liczę na to, że nasze dziewczyny też w trójkę pojadą niezły wyścig i nie ukrywam, że liczę na bardzo dobry wstęp" - przyznał szef krajowej federacji. W sobotę ma jednak zamiar jeszcze raz porozmawiać na spokojnie z Niewiadomą. "Będę jej chłodził głowę, bo ona potrafi być szalona na zjazdach. Natomiast Nibali przyszarżował i przez to stracił medal olimpijski" - przypomniał. Wyścig kobiet ma się zacząć w niedzielę o godz. 17.15 czasu polskiego, a zakończy się parę minut po 21.