Urodził się 17 września 1933 roku w Gliwicach jako Ginter Florenski, imię zostało mu zmienione po II wojnie światowej w ramach polityki polonizacji, ale i tak dla wszystkich był "Florkiem". Florenski karierę zaczynał w Orle, który potem nazywał się Górnik Sośnica. W 1956 roku jego zespół występujący w A klasie grał sparing z pierwszoligowym Górnikiem Zabrze. I choć sośniczanie przegrali ten mecz 0-8, to obrońca spodobał się trenerowi rywali Augustynowi Dziwiszowi. Nie od razu jednak załatwiono transfer. Ukrywał się przed działaczami Górnika Władysław Lubański, ojciec Włodzimierza, który szefował w Sośnicy, nie chciał, żeby jego podopieczny wpadł w Zabrzu w złe towarzystwo, dlatego wymyślił, by ten grał w Piaście Gliwice, gdzie nawet podpisał wstępny kontrakt. Działacze Górnika Zabrze jednak nie dawali za wygraną i choć "Florek" miał przed nimi się ukrywać w spiżarni rodzinnego domu, w końcu postawili na swoim. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. "Stefana znałem do dziecka. Zaczynał w Górniku Sośnica, gdzie wiceprezesem był mój ojciec. Pan Florek często zabierał mnie na mecz, przyjeżdżał ciężarówką. Wtedy nawet nie śmiałem marzyć, że będę jego młodszym kolegą w wielkim Górniku i razem wystąpimy w Wiedniu, w finałowym meczu Pucharu Zdobywców Pucharów" - powiedział Włodzimierz Lubański, cytowany przez "Piłkę Nożną" Florenski zadebiutował w Górniku 17 marca 1957 roku w meczu Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Rozegrał jego w barwach 330 spotkań (258 ligowych). Zdobył z tym zespołem dziewięć tytułów mistrza kraju, co jest rekordem, i pięć Pucharów Polski, w czołowej trójce ligi plasował się aż 15-krotnie, co również jest najlepszym wynikiem w kraju. Grał w obronie, tworząc wspaniałą parę stoperów ze Stanisławem Oślizłą. "Florek" został w Polsce prekursorem jednego elementu gry, który dzisiaj wydaje się bardzo naturalny, a mianowicie wślizgu. "Chyba podpatrzyłem to gdzieś w Austrii. Niby proste, jakże nowe. Postanowiłem zastosować ten manewr na Stadionie Śląskim" - wspominał potem po latach. Sędziowie na początku gwizdali mu przewinienie, zachodzili w głowę, ale w końcu uznali, że pięta musi mieć cały czas kontakt z murawą i wtedy to będzie legalne. Ach ten wślizg! "Był wygimnastykowany, czasami wręcz ekwilibrystyczny. Gdy już wykonał ten swój wślizg, czasami poprzedzony szpagatem, wtedy rozkoszą było widzieć tego, który tę piłkę stracił. Zdziwienie, nawet złość. trochę bezsilności. A Florenski, nie tylko przerwał mu atak, ale błyskawicznie przejmował piłkę i zaczynał akcję" - mówił Jan Banaś, inny kolega z Górnika, cytowany przez "Piłkę Nożną".Florenski zdobył z Górnikiem pierwsze historii mistrzostwo Polski, a także wystąpił w pierwszym meczu w europejskich pucharach, przeciwko Tottenhamowi Hotspur w ramach Pucharu Europy 1961/62. Za jego kadencji zabrzanie potrafili dojść do ćwierćfinału tych rozgrywek, ale największym sukcesem w historii klubu był finał Pucharu Zdobywców Pucharów w 1970 roku, przegrany z Manchesterem City 1-2. Ostatni raz w barwach Górnika wystąpił 15 listopada 1970 roku. O znaczeniu tego klubu świadczy historia opisana w książce "Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach. "Florek" jeździł na motorze bez prawa jazdy i został zatrzymany przez milicję. "Na komisariacie dyżurny spogląda w dowód osobisty piłkarza, wlepia bazyliszkowy wzrok w milicjanta, który zatrzymał Florenskiego, i syczy: - Zwariowałeś? Kogoś ty mi tu przyprowadził?! Przecież to piłkarz Górnika, durniu! Odstaw pana do domu, ale już!". Florenski pewnego razu uratował też Lubańskiego, a tak o tym zdarzeniu można przeczytać na oficjalnej stronie Górnika. "W sezonie 1968/69 mistrzem została Legia, choć Górnik miał w pewnym momencie sześć punktów więcej. Być może to zabrzanie zdobyli by tytuł mistrzowski, gdyby nie feralny wyjazdowy mecz z katowickim GKS-em, rozgrywany na Stadionie Śląskim. Arbiter spotkania był wyraźnie stronniczy, raz po raz krzywdząc swoimi decyzjami zabrzańskich piłkarzy. Po jednej z takich sytuacji doszło do przepychanki i jeden z piłkarzy Górnika uderzył sędziego. Ten przerwał mecz, a w protokole sędziowskim, jako winnego, wskazał Florenskiego, a ten nie zaprotestował... PZPN przyznał zespołowi z Katowic walkower a "Florka" ukarał dwuletnią dyskwalifikacją. Dla 36-letniego piłkarza taka decyzja oznaczała praktycznie koniec kariery. Dopiero po wielu latach na łamach 'Gazety Wyborczej' ujawniono, że prawdziwym winowajcą był Lubański. Starszy kolega po prostu uchronił utalentowanego 22-latka przed niechybną dyskwalifikacją".