Tak jak Messi uosabia Barceloną, Józef Kałuża - Cracovię, tak on jest najważniejszą postacią Wisły Kraków. Co więcej, trudno sobie wyobrazić polską piłkę bez niego: to on wymyślił słynny okrzyk "Orły! Do boju!", to on kapitanował reprezentacji na pierwszym, historycznym występie na IO, w Paryżu (1924), to on jako selekcjoner poprowadził ją do wielkiego triumfu nad Związkiem Radzieckim w 1957 r. "Szable do boju, lance w dłoń, bolszewika goń!" Był wybitnym reprezentantem Polski, choć na co dzień miał trochę inne sprawy na głowie niż dzisiejsi piłkarze. Współczesny zawodnik poświęca czas na zawieranie umów i kręcenie filmów reklamowych, kombinuje jak pomnażać majątek, jaki zrobić sobie tatuaż, a jak wymodelować włosy i do jakiego klubu przejść po wygaśnięciu kontraktu. On często musiał się poświęcać obronie Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej, gdy wróg jej zagrażał czy to ze wschodu czy z zachodu. Przelewał za nią krew nie tylko w przenośni, odnosząc rany w obu wojnach światowych. Walczył w III Powstaniu Śląskim, wojnie z Bolszewikami i Ukraińcami. W Polsce dwa stadiony noszą jego imię - jeden w Krakowie, a drugi w Kutnie, gdzie rozgrywano finał Pucharu Polski kobiet aż siedmiokrotnie. Kutno zakochało się w Reymanie podczas II wojny światowej, gdy jako major dowodził stacjonującym tam batalionem 37. Pułku Piechoty. Zresztą major Henryk został ranny w Bitwie nad Bzurą, a później musiał uciekać z niemieckiej niewoli. Po wojnie, w 1945 r. został selekcjonerem reprezentacji. Wówczas ta funkcja nosiła nazwę kapitana związkowego. Szybko się jednak okazało, że dla komunistycznej Polski, pod zwierzchnictwem Związku Sowieckiego, jest mocno podejrzany. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego nie wyraziło zgody na wydanie mu paszportu, gdy kadra ruszała na pierwszy powojenny mecz do Norwegii, w 1947 r. Mało tego, nie puszczono go nawet do Czechosłowacji. Dopiero później, po odwilży 1956 r. pozwolono mu na dłuższe prowadzenie kadry, dzięki czemu mógł się poszczycić słynnym zwycięstwem nad potężnym wówczas ZSRR 2-1, na stadionie Śląskim w Chorzowie, do jakiego doszło w 1957 r. Przełomowe przemówienie w derbach 3 maja 1925 r. grał w derbach z Cracovią świeżo po zdjętym mu z nogi gipsie. Do przerwy wiślacy przegrywali 1-5. W przerwie nastąpiła słynna odprawa w szatni "Białej Gwiazdy". Tamtą przemowę Reymana na pamięć zna każdy wiślak: "Kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby, jaka w tej chwili wisi nad nami - to niech lepiej nie wychodzi na boisko. Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych... podania ręki. " Mowa motywacyjna zadziałała piorunująco. Wisła odrobiła straty, Reyman w ferworze walki zapomniał o bólu i zdobył dwa gole. W reprezentacji Polski zadebiutował w historycznym, pierwszym meczu rozgrywanym przez nią w kraju. W niedzielę, 14 maja 1922 r. na stadionie Cracovii, ulegliśmy potężnym wówczas Węgrom 0-3, a Henryk Reyman wystąpił na pozycji prawego łącznika, przy Józefie Kałuży. Nie zebrał dobrych recenzji za debiut w "Biało-Czerwonych". "Silny i rosły i osobiście zapewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linii bojowej, nigdy nie użył swych walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów... Technicznie dobry, poza tem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem" - krytykował Reymana lwowski "Sport". Organizacyjnie spotkanie było sukcesem, na stadionie "Pasów" zjawiło się na nim 16 tys. widzów, Loża na siedem osób kosztowała 7 tys. marek, miejsce na krześle - 1200 marek, a na krześle dostawianym - 1000 marek. Dla porównania, robotnik wykopujący ziemniaki zarabiał dziennie 300 marek plus obiad. Kolejne występy dla "Biało-Czerwonych" były już bardziej pomyślne dla Reymana. Jego bramka przypieczętowała wygraną 2-0 nad Turcją, 29 czerwca 1924 r. w Łodzi, na stadionie ŁKS-u, gdzie Orły zagrały po raz pierwszy. 10 sierpnia 1924 r. na Agrykoli w Warszawie pokonaliśmy Finów, dzięki bramce Reymana. W Polonii grał z Kałużą, kuzyni przekonali go do Wisły Henryk Reyman całe życie poświęcił Polsce i Wiśle Kraków. Urodził się i wychował w kamienicy przy Placu Jabłonowskich. Stamtąd najbliżej miał na stadion Cracovii, w sąsiedztwie jego domu, przy Jabłonowski 18 był lokal klubowy "Pasów", w czasach szkolnych - w III Gimnazjum im. Sobieskiego, razem z przyszłą legendą Cracovii Józefem Kałużą grał dla Polonii Kraków, ale gdy już przyszło wybrać poważny futbol, a raczej football jak wówczas pisano, postawił na Wisłę. Na dobre i na złe. "W 1909 roku, dzięki kuzynom moim, braciom Rutkowskim, zapisałem się do juniorów Wisły" - wspominał Henryk Reyman. Zaczynał na pozycji łącznika, co na dzisiejszy język piłkarski wytłumaczylibyśmy jako ofensywny pomocnik. Jego wzrost, siła i talent uprawniały go jednak do gry na środku ataku. Zadebiutował w seniorach Wisły w 1914 r. i gdy miał już podbijać z nią krajową piłkę, wybuchła I wojna światowa, podczas której uległy zniszczeniu stadion, szatnia i dokumenty klubowe. Co ciekawe, wiślacka szatnia służyła Legionom Piłsudskiego. Po wojnie wiślaków przygarnął Józef Lustgarten z Cracovii, by mogli uprawiać futbol na stadionie "Pasów". Gdy wydawało się już, że Reyman pozostanie już w barwach "Pasów", wzmacniając je, Lustgarten wypowiedział wiekopomne sowa: "Waszym obowiązkiem Heniu jest odbudowa Wisły. Silna Wisła jest potrzebna Krakowowi, Cracovii. Silna rywalizacja jest niezbędnym czynnikiem postępu w sporcie". Taka właśnie, zdrowo pojęta "święta wojna" napędzała rozwój piłki nożnej w Polsce po odzyskaniu niepodległości. - Wracam ranny z frontu włoskiego. Na meczu spotykam mego kolegę klubowego Szuberta i postanowiliśmy przystąpić do reorganizacji Wisły - wspominał Reyman*. Z pieniędzy pochodzących ze zbiórki zakupili sprzęt i już tydzień później zagrali na wyjeździe z Pogonią Lwów. Z obawy o nadszarpnięcie honoru "Białej Gwiazdy" wysoką porażką, wystąpili pod szyldem Sparty Kraków. Obawy okazały się niepotrzebne. Wiślacy wygrali 3-0. W pierwszych derbach po wojnie Wisła, po golach Reymana prowadziła 2-1, ostatecznie jednak uległa Cracovii, która trenowała przez całą zawieruchę wojenną, 2-3. O stabilizacji formy, przygotowaniach do sezonu w tamtych czasach nie mogło być mowy. Henryk i wielu jego kolegów uczestniczyło w wielu frontach, broniąc granic Polski. Z manewrów wojskowych biegiem na mecz Od 1920 r. zajmował się nie tylko grą, ale też sędziowaniem, zyskując uprawnienia arbitra w Krakowskim Okręgowym Związku Piłki Nożnej. W 1922 r. awansował na dowódcę kompanii, co dokładało mu obowiązków. Gdy tylko mógł stawiał się na meczu "Białej Gwiazdy". Anegdota z tamtego okresu głosi, że po manewrach wiązał konia pod siedzibą Uniwersytetu Jagiellońskiego w momencie, gdy jego koledzy z boiska kończyli wiązanie, ale sznurowadeł w piłkarskich butach przed meczem. Henryk pędem pokonał dwa kilometry na stadion i zziajany wkroczył niemal wprost na murawę. Przywitał go - jak to wówczas opisywano - huragan braw. Po takiej rozgrzewce zdołał zdobyć dwie bramki! Kolejny dowód na swe poświęcenie i hart ducha dał w 1925 r., podczas wygranej nad ŁKS-em. W spotkaniu tym Reyman wystąpił, choć zaledwie dzień wcześniej zdjęto mu gips z kontuzjowanej nogi! Była to pierwsza porażka łodzian w fazie grupowej. W ataku Reymana wspierali w tamtym okresie: Gieras, Adamek i Balcer, ale to Henryk był snajperem nad snajperami. W 1926 r. poprowadził zespół po pierwsze znaczące trofeum w historii klubu - Puchar Polski, w którym zdobył aż osiem bramek w pięciu meczach. Rok później "Biała Gwiazda" i jej lider cieszyli się z pierwszego w historii mistrzostwo Polski. Rok 1927 był chyba najlepszy w karierze Reymana. W wieku 30 lat zdobył 37 bramek w sezonie, co jest do dzisiaj nie pobitym rekordem. Do Henryka zbliżył się tylko król strzelców z 1934 r. - Ernest Wilimowski, jednak zdobył o trzy gole mniej (34). "Reyman, stary wyga, wyposażony w doskonałe umiejętności techniczne, wspaniały płaski strzał, niemal nieuchronny, jest pierwszorzędnym kierownikiem ataku. Jego robota nie posiada tych koronkowych cech, które tak wyróżniają Kałużę, jest jednak bardziej męską, stanowczą, na czem może cierpi jej efektowność, lecz zyskuje efekt końcowy. Ulubionym pociągnięciem Reymana jest długie podanie do nieobstawionego skrzydła. Doskonale gra krótkimi przyziemnymi podaniami, aż do wyrobienia sobie pozycji do strzału, bez hyperkombinacji" - tak charakteryzowano Reymana w tamtym czasie. W czasach, gdy w dobrym tonie jest symulowanie, bądź wymuszanie faulu, bądź inne próby boiskowego oszustwa, łącznie z tym, że niektóre zespoły drogę do mistrzostwa świata torowały sobie bramką zdobytą ręką, warto przypomnieć jego zachowanie z 2 sierpnia 1931 roku. Wisła zremisowała z Pogonią Lwów 2-2, a mogła spokojnie wygrać, gdyby pan Henryk zachował się jak Diego Maradona 22 czerwca 1986 r. na stadionie Azteca, w meczu z Anglią (słynna "ręka boga"). Po strzale Reymana sędzia uznał bramkę. Tymczasem obrońca Pogoni Władysław Olearczyk zaalarmował kapitana zespołu Wacława Kuchara piękną lwowszczyzną: "Ta Wacuś! Ta łon ręką bramkę strzelił!". Kuchar i jego koledzy wianuszkiem otoczyli arbitra. O VAR-ze się jeszcze nikomu nawet nie śniło. Sędzia podszedł zatem do Reymana: - Panie Reyman, ja bramkę odgwizdałem, ale niech pan da słowo, że zdobył ją głową - weryfikował swą decyzję arbiter. Wiślacy liczyli na to, że Henryk potwierdzi, a Józef Kotlarczyk, porozumiewawczo, nawet szarpał go z tyłu za rękę. - Nie, panie sędzio. Zdobyłem ją rzeczywiście ręką - odparł Reyman. Na kłamstwo nie pozwolił mu kodeks honoru. - Dziękuję panu, a więc zmieniam decyzję na rzut wolny z linii autowej dla Pogoni - postanowił sędzia. Honor i prawda to sprawy dalece poważniejsze od piłki i dobrze wiedział to Reyman. Nikt do niego nie mógł mieć o to pretensji, nawet wobec faktu, że na koniec sezonu "Białej Gwieździe" tylko punktu zabrakło do mistrzostwa kraju. Prymat przypadł Garbarni Kraków.Dziś z pewnością za takie zachowanie pan Reyman zostałby wyróżniony nagrodą Fair Play PKOl za wysoce sportową postawę. Najważniejsze, że jego postępowanie stanowi wzór zachowania dla każdego wiślaka i to zarówno sportowca, jak i sympatyka. Henryk Reyman Urodzony 28 lipca 1897 r. w Krakowie, zmarł 11 kwietnia 1963 r. w Krakowie. Kariera: 1908-1910 Polonia Kraków 1910-1933 Wisła Kraków (149 meczów 128 goli) 1922-1931 reprezentacja Polski (9 meczów, 5 goli). Sukcesy: Zdobycie Pucharu Polski (1926) Dwukrotny mistrz Polski (1927 i 1928) Dwukrotny król strzelców (1925 goli- 11 goli i 1927 - 37 goli, rekord niepobity do dziś) Kapitan reprezentacji na IO 1924 r. w Paryżu. Pierwszy zdobywca sześciu goli w jednym meczu ligowym, w wygranej 11-0 ze zdekompletowanym kadrowo (aresztowania czterech piłkarzy na dworcu w Toruniu, celem przymuszenia ich do gry na mistrzostwach wojskowych) TKS-em Toruń (1927 r.). Opracował: Michał Białoński · Wszystkie cytaty pochodzą z książki Pawła Pierzchały "Z Białą Gwiazdą w sercu. Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897-1963"