Michał Białoński, Interia: Gratulacje. Jak się jechało?Rafał Wilk: Dziękuję bardzo. Ciężko było, bo pod wiatr. Nigdy jednak nie ma lekko, bo jak się "odjeżdża", to trzeba pracować na swój wynik samemu. Ogromnie się cieszę, że po pierwszym kilometrze udało mi się objąć prowadzenie i powiększać przewagę nad kolegami.- Za tydzień jest już Cracovia Maraton i tam wystartuję. W maju zaczynam starty w Pucharze Świata. To jedne z najważniejszych imprez w tym sezonie, a taką docelową imprezą są mistrzostwa świata w RPA.Proszę powiedzieć o postępach w rehabilitacji, bo jest coraz lepiej.- Generalnie wszystko dzięki egzoszkieletowi, którego miałem możliwość wypróbować. Dzięki temu stanąłem na nogi i zrobiłem ponad 300 kroków. Mam pan apetyt na kolejne 300?- Tak, ale niestety musi być wspomaganie. Nie jestem w stanie sam tego zrobić, ale miejmy nadzieję, że z czasem będę chodził o własnych siłach.Orlen Warsaw Marathon to duża impreza, którą można porównać do wielkich światowych maratonów. Czy to się czuje na trasie, w organizacji?- Organizacja jest na najwyższym poziomie. Startowałem w Nowym Jorku, Berlinie i innych światowych maratonach, więc mam porównanie. Nie mamy się czego wstydzić, a niejednokrotnie jest to dużo lepiej zorganizowane. Rozmawiał Michał Białoński *** 11 lat temu Rafał Wilk miał tragiczny wypadek na torze w Krośnie podczas meczu żużlowego pomiędzy miejscowym KSŻ a GTŻ Grudziądz. W ósmym wyścigu, na wyjściu z ostatniego wirażu przed metą, Wilk stracił panowanie nad motocyklem i upadł na tor, ale nie to było najgorsze. Pędzący za jego plecami Słowak, wówczas zaledwie 16-letni Martin Vaculik, nie był w stanie zmienić toru jazdy i z impetem uderzył w klubowego kolegę.Sportowiec trafił na stół operacyjny, ale szybkie interwencje chirurgiczne nie przywróciły mu zdrowia. Wychowanek Stali Rzeszów musiał przedwcześnie zakończyć karierę żużlowca. Cena kraksy była bardzo wysoka, Wilk stracił władzę w nogach i wylądował na wózku inwalidzkim.