Kwieciński rozpoczął swoją przygodę ze sportem na piłkarskim boisku, lecz ostatecznie wybrał koszykówkę. Naukę w anglojęzycznej szkole łączy z treningami i - jak sam przyznaje - dzięki wewnętrznej motywacji jest w stanie pogodzić wszystkie obowiązki. Od kilku miesięcy 15-latek szlifuje swoje umiejętności w zespole Oknoplast Basket Kraków. Tomasz Brożek, Interia: Jeszcze nie tak dawno trenowałeś piłkę nożną. Jak to się stało, że ostatecznie wybrałeś koszykówkę? Stanisław Kwieciński, Oknoplast Basket Kraków: - Futbol porzuciłem w zeszłym roku. Odniosłem kontuzję. Nie było to nic poważnego, tylko skręcenie kostki, ale po odzyskaniu sprawności nie wróciłem już na boisko. Chciałem spróbować się w innej dyscyplinie. Znajomy mojego taty polecił mi Oknoplast Basket Kraków, mówił że Marcin Kękuś to dobry trener i w ten sposób w maju ubiegłego roku dołączyłem do drużyny. Jak długo trenowałeś piłkę nożną? Na jakiej pozycji widział cię trener? - Moja przygoda z piłką trwała cztery lata. Występowałem głównie jako pomocnik, czasami grywałem także na obronie. Wszystko układa się w całość, bo na parkiecie także jesteś odpowiedzialny głównie za zadania defensywne? - Tak, na obronie sprawdzam się najlepiej. Trudno było zamienić piłkarskie boisko na koszykarski parkiet? Napotkałeś jakieś trudności? - Początkowo rzeczywiście nie było to łatwe. Trudno było mi odnaleźć się na boisku. Musiałem się sporo nauczyć, byłem przecież początkujący. Po kilku miesiącach pracy treningi zaczęły jednak przynosić owoce i potrafiłem wznieść się na wyższy poziom. Były więc trudności, ale może kilka lat spędzonych na boisku nie poszło w las i pewne umiejętności udało ci się przenieść z piłki nożnej do koszykówki? - Na pewno pomogły mi aspekty motoryczne. Piłka pozwoliła mi się rozwinąć pod względem fizycznym, poprawić swoją kondycję i szybkość. W lutym ponownie mieliście okazję zmierzyć się z zagranicznymi rywalami w Młodzieżowych Europejskich Pucharach CE EYBL w kategorii do lat 15. Tym razem byliście gospodarzami imprezy. Jak oceniasz ten turniej? - Bardzo mi się podobało. Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane, a my dostąpiliśmy zaszczytu gry w roli gospodarza. Na pewno była to dla nas dobra lekcja. Rozegraliście cztery spotkania, wygraliście jedno z nich z ekipą USK Praga. Czuliście, że odstajecie umiejętnościami od pozostałych drużyn? Jak to wyglądało z twojej perspektywy? - Jeszcze wcześniej wystąpiliśmy w czterech meczach na terenie Czech. Tam też zanotowaliśmy identyczny bilans - jedno zwycięstwo i trzy porażki. Na pewno zespoły z Włoch i Hiszpanii były poza naszym zasięgiem. W ich składach było wielu wysokich zawodników, przez co trudno było nam się odnaleźć. Z pozostałymi byliśmy w stanie nawiązać walkę, nie dzieliła nas przepaść, co widać było także na tablicy wyników. A propos wysokich graczy, sporo mówiło się o podkoszowym CB Alcala Madryt - Bassalim Bagayoko, który mierzy 205 cm. Miałeś okazję zmierzyć się z nim bezpośrednio i - z tego co słyszałem - całkiem nieźle wywiązałeś się ze swoich obowiązków. Jak wspominasz tamto starcie? Przygotowywałeś się do niego w jakiś specjalny sposób? - Dokładnie tak. Trener oddelegował mnie do tego, bym pokrył Bagayoko, ponieważ mierzy ponad dwa metry. Było to trudne, ale otrzymałem wsparcie od kolegi z drużyny Mikołaja Kleszcza, on też jest wysoki i silny. Staraliśmy się odizolować Bagayoko od reszty drużyny i dobrze go kryć. Nasza taktyka działała, ale tylko do drugiej kwarty. Później dopadło nas zmęczenie, nie byliśmy w stanie wytrzymać tempa gry, dzięki czemu Hiszpanie przejęli inicjatywę. W nawiązaniu do Bagayoko, ile ty masz wzrostu? - 188 centymetrów. W jakiej kategorii wiekowej występujesz na co dzień, U-15? - Tak, U-15. Gramy również w zespole U-16 ze starszym rocznikiem. Jak często trenujesz? - Mamy siedem treningów w tygodniu. Trzy treningi motoryczne odbywają się rano, a cztery jednostki koszykarskie popołudniami. Dodatkowo mamy także odnowę biologiczną w Parku Wodnym. Najczęściej idziemy wtedy do sauny trochę się zrelaksować. Tam także odbywa się jeden z treningów motorycznych, po którym mamy zapewnione śniadanie. Do jakiej szkoły chodzisz? - Do British International School of Cracow. Nie chodzę do Szkoły Gortata, bo nie pozwoliły mi na to pewne okoliczności. Tam na pewno lepiej byłoby z treningami. Właśnie. Jak radzisz sobie z pogodzeniem siedmiu treningów w tygodniu ze szkołą. Jest to trudne zadanie? - Nie jest to na pewno proste. Czasem muszę opuścić jeden lub dwa treningi, ale reszty nie odpuszczam. Sprawia mi to pewną trudność, ale generalnie daję radę. Jak wygląda twój standardowy dzień z życia? - Niektórzy zawodnicy z naszej drużyny muszą wstać już o 5 rano, bo o 6.45 wchodzimy na halę, rozciągamy się i rolujemy. Po treningu biorę szybki prysznic i idę do szkoły. Po szkole jest czas na kolejny trening, na który także trzeba przyjść wcześniej ze względu na rozciąganie. Po treningu wracam do domu. Nie jest to morderczy rygor, ale potrzeba chęci, by wszystko pogodzić. Zdawało ci się mieć problemy w szkole ze względu na koszykówkę? - Nie, nauki nie zaniedbuję. Wszystko można pogodzić w ten sposób, by nie było później problemów. Wiesz już, że gra w koszykówkę jest tym, co chcesz robić w życiu, czy może mimo młodego wieku masz już jakiś plan B? - Na pewno chcę najpierw spróbować swoich sił w koszykówce. Może się uda, choć wiadomo, że nie każdy jest w stanie zostać zawodowym sportowcem. Następne lata poświęcę jednak na treningi, będę starał się ciągle robić progres i dawał z siebie wszystko. Pewnie z czasem na wszelki wypadek przygotuję sobie plan B, ale teraz skupiam się tylko na baskecie. Spójrzmy teraz w szklaną kulę. Gdzie widzisz siebie za 10 lat? - Marzeniem każdego młodego koszykarza na pewno jest gra w NBA. Ja chciałbym chociaż rozegrać kilka spotkań w polskiej lidze i spróbować swoich sił na najwyższym poziomie. Nie mam jeszcze konkretnych planów i jednego koszykarskiego marzenia. Chcę się rozwijać i grać w przyszłości wśród seniorów. Śledzisz na bieżąco rozgrywki NBA? - Tak, śledzę. Żałujesz, że nie ma tam już żadnego Polaka, po tym jak Marcin Gortat oficjalnie zakończył swoją karierę? - Tak, na pewno. Przydałby się w NBA nasz reprezentant. Gdyby jakiś Polak dołączył teraz do tej ligi, na pewno dałoby to więcej chęci młodym polskim koszykarzom, aby rozwijać pasję i próbować swoich sił. Masz jakiś koszykarski wzór? Idola, którego chcesz naśladować? - Swoją grą imponuje mi LeBron James, bardzo podoba mi się jego styl. Jeśli chodzi o młodych zawodników, to na pewno Luka Donczić - on jest po prostu z innej planety. Nieco ponad miesiąc temu świat obiegła tragiczna wieść o śmierci Kobego Bryanta. Przeżyłeś osobiście ten dramat, poruszaliście ten bolesny temat w szatni? - Mieliśmy nieco gorszy humor. Kobe był dla nas jednym z idoli. Każdy, kto choć trochę jest związany z koszykówką, na pewno przeżył to na swój sposób. Oglądasz poczynania reprezentacji prowadzonej przez Mike’a Taylora? A może, ze względu na swoją piłkarską przeszłość, wolisz obserwować poczynania Orłów Jerzego Brzęczka? - Tak, oglądam mecze Polaków. Bacznie śledziłem ubiegłoroczne mistrzostwa świata w Chinach oraz ostatnie mecze eliminacyjne. Wierzyłeś przed meczem, że jesteśmy w stanie pokonać Hiszpanów? - Nie. Nie sądziłem, że to może się wydarzyć. W końcu to mistrzowie świata. Wygraliśmy jednak i to aż 11 punktami. Myślisz, że naszym koszykarzom uda się awansować na tegoroczne igrzyska? Na początku czerwcowego turnieju eliminacyjnego Polacy będą musieli zmierzyć się z najbardziej utytułowanym zespołem Afryki Angolą oraz Słowenią, której liderem jest wspomniany Donczić. - Wydaje mi się, że Polacy są w stanie awansować na igrzyska. Na pewno będę trzymać kciuki, by właśnie tak się stało. Rozmawiał Tomasz Brożek