Niecodzienne to mistrzostwa. Nie ma zimy, nie ma kibiców. Zdarza się, że pilne artykuły trzeba pisać na skrzyniach pod schodami na zewnątrz albo z laptopem rozłożonym na koszu na śmieci. Organizatorzy nie ze wszystkim sobie poradzili w dobie pandemii, ale szybko zapomina się o takich niedogodnościach, gdy zdarza się wieczór taki, jak ten sobotni. Nie wszystko w Oberstdorfie wygląda tak, jak powinno w normalnych okolicznościach. Jednego jednak nie może zabraknąć. Nie ma mistrzostw bez medali. Ten z najcenniejszego kruszcu już w pierwszym konkursie przypadł w udziale "Biało-Czerwonym". Na razie tylko wywalczony, bo własnością Żyły stanie się dopiero w poniedziałek podczas oficjalnej dekoracji. Te brązowe już mu się znudziły. Na światowym czempionacie oraz mistrzostwach świata w lotach zdobył ich już pięć, większość w konkursach drużynowych. - Jak iść, to "full gaz"! Raz się żyje - triumfował w sobotę, gdy do drużynowego złota z Lahti dołożył indywidualny krążek w Oberstdorfie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a> Cała ekipa cieszy się szczęściem Żyły, mimo własnych niepowodzeń. Broniący tytułu Dawid Kubacki był przecież o krok od medalu. Dobrze skaczący w kwalifikacjach Kamil Stoch, w sobotę kompletnie się pogubił. Ale po ostatnim skoku Piotra wszyscy zapomnieli o swoich zmartwieniach. Koledzy dopadli do Żyły i nosili go na ramionach, pokazując światu nowego mistrza. Nawet tekturowi kibice na trybunach zdawali się cieszyć radością naszej ekipy. Jeden konkurs, jeden medal, w dodatku złoty. Lepszego początku nie można było sobie wymarzyć. No właśnie, to dopiero początek... Z Oberstdorfu Waldemar Stelmach