W pierwszym skoku Kramer wylądowała na 109. metrze ustanawiając nowy rekord skoczni Schattenbergchanze. 19-latka była faworytką do złotego medalu, a jej miejsce na podium wydawało się niemal pewne. Jury konkursu tuż przed jej drugim podejściem zdecydowało skrócić najazd. Austriaczka skoczyła tylko 98 metrów, wypadła poza strefę medalową. Mistrzynią świata została Ema Klinec, skład podium uzupełniły Maren Lundby oraz Sara Takanashi. Tuż po zakończeniu zawodów doszło do protestu złożonego przez Austriacki Związek Narciarski. Jego przedstawiciele nie przebierali w słowach. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a> - Bałagan i niewiarygodna manipulacja. Ta decyzja nie miała żadnego uzasadnionego powodu - mówił dla "Tiroler Tageszeitung" prezes austriackiego związku Peter Schroecksnadel. Wtórował mu trener kadry kobiet Harald Rodleauer. - To dla mnie niezrozumiałe i niesprawiedliwe. Ci ludzie nie powinni dziś spokojnie spać - stwierdził. - Nie chodzi nam o anulowanie wyników konkursu, ale raczej o to, aby ludzie tacy jak ci, którzy byli dziś w jury, już tam nie zasiedli. W tej rundzie nie osiągnięto 95 procent rozmiaru skoczni, a mimo to skrócono najazd - komentował Mario Stecher, dyrektor sportowy austriackiej drużyny, a jego słowa cytuje fachowy portal: skijumping.pl. MR