Pod koniec ubiegłego roku polscy skoczkowie narciarscy zostali pierwotnie odsunięci od startu w kwalifikacjach pierwszego konkursu TCS. Powodem był rzekomo pozytywny wynik testu na koronawirusa u Klemensa Murańki. Ostatecznie nasi reprezentanci wystartowali w Oberstdorfie, ale od tamtej pory nie zrobiono nic, by podobnemu zamieszaniu zapobiec. Nadal nie istnieje jednolity schemat postępowania w przypadku zakażenia patogenem jednego z członków ekipy. - Boję się, że możemy mieć taki sam chaos, jak podczas Turnieju Czterech Skoczni - mówi Interii Adam Małysz w trakcie podróży do Oberstdorfu. - Mimo że to wszystko już trochę trwa, nadal nie ma jasnych wytycznych, jak będziemy reagować, jeśli ktoś ulegnie zakażeniu. FIS cały czas powtarza jedno i to samo - że to kwestia regulacji sanepidu w danym kraju. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a> Większe kontrowersje wzbudza jednak w ostatnich dniach konieczność testowania uczestników imprezy co drugi dzień. Obowiązek dotyczy nie tylko zawodników, ale wszystkich członków ekipy - czyli również trenerów, lekarzy, masażystów i serwismenów. W takim samym rytmie badani będą obecni na miejscu dziennikarze. - Mam nadzieję, że to tylko troska o zdrowie - kontynuuje Małysz. - Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że robi się z tego dobry biznes. Jeśli pomnożyć testy przez liczbę ekip, które biorą udział w mistrzostwach, to mamy potworne koszty. Przed wyjazdem rozmawiałem w kraju z polskimi lekarzami. Wszyscy twierdzą, że co 3-4 dni można zawodników badać. Ale co drugi dzień to już czysta przesada. U wszystkich wykonywane będą zamiennie testy PCR (badanie molekularne) i antygenowe (na obecność przeciwciał). Te drugie są mniej czułe, a ich pozytywny wynik nie przesądza definitywnie o aktywnej infekcji. Co istotne, koszty ponoszą testowani. Za dwa wyżej wymienione badania należy zapłacić w sumie 135 euro (90+45). Impreza potrwa do 7 marca, co w praktyce oznacza konieczność zabezpieczenie osobnego budżetu na procedury sanitarne. - Tylko za skoczków zapłacimy dodatkowo około pięciu tysięcy euro - informuje Małysz. - A są jeszcze skoczkinie Łukasza Kruczka, reprezentanci w biegach i dwóch kombinatorów norweskich. Ekipa jest podzielona na grupy i zamieszka w trzech różnych hotelach. Wszystko oczywiście ze względów bezpieczeństwa. Ryzyko zakażenia staramy się ograniczać na każdym kroku. Polskę na MŚ reprezentować będzie w sumie 23 sportowców. Do tego doliczyć należy 33 członków sztabów szkoleniowo-medycznych. Przed dwoma laty w Seefeld "Biało-Czerwoni" zdobyli dwa medale. Oba stały się udziałem skoczków - na normalnym obiekcie po złoto sięgnął Dawid Kubacki, a srebrem zadowolił się Kamil Stoch. Jak będzie tym razem? - Byłoby wspaniale powtórzyć taki wynik, ale to nie będzie proste - prognozuje Małysz. - Dobre skoki, trochę szczęścia i odpowiednio nastawiona głowa. Jeśli te elementy uda się zgrać, powinno być dobrze. Wiemy doskonale, że chłopaków stać na bardzo wiele. Łukasz Żurek