Holendrzy nie wylosowali najłatwiejszej grupy eliminacyjnej, a z pewnością nie była "grupa śmierci". Mimo tego zajęli w niej dopiero trzecie miejsce za Francją i Szwecją. To nie jest wpadka. To kryzys! Gdy "Pomarańczowi" przegrali eliminacje na Euro 2016 we Francji, optymiści mogli jeszcze dowodzić, że to tylko wpadka. Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że holenderską piłkę dopadł poważny kryzys. Reprezentacja rozczarowuje, ale nie chodzi tylko o nią. Holenderskie kluby są dziś tylko cieniem dawnej potęgi. Właśnie w Holandii wybuchła rewolucja, która odmieniła piłkę nożną. W latach 70. trener Rinus Michels wprowadził nowy styl, zwany futbolem totalnym. Rywale grający tradycyjnym systemem byli bezsilni wobec zespołu, w którym zawodnicy płynnie wymieniali się pozycjami i atakował każdy. Efekt? Na początku lat 70. holenderskie kluby cztery razy z rzędu wygrywały Puchar Europy Mistrzów Klubowych (poprzednik Ligi Mistrzów). Z potęgi pozostała jedynie pamięć o sukcesach. Jak w Lidze Mistrzów radzi sobie mistrz Holandii - Feyenoord Rotterdam? Dwa mecze i dwie klęski. Ajax w minionej edycji dotarł aż do finału Ligi Europejskiej, ale jeśli dodać, że w tym roku przepadł już w kwalifikacjach, widać, że to jedynie wyjątek potwierdzający regułę. Holendrzy nie mają złudzeń - słabe są kluby i cała liga. Tempo gry w Eredivisie jest wolne, a piłkarze w niej grający coraz bardziej odstają od zawodników czołowych europejskich lig zarówno pod względem wyszkolenia technicznego, jak i przygotowania fizycznego. Tylko czterech Holendrów w czołowych klubach "Nie mamy piłkarzy światowej klasy" - jasno definiuje przyczyny problemu Ronald de Boer, zdobywca Pucharu Mistrzów i pięciokrotny mistrz Holandii w barwach Ajaksu. Aż trudno w to uwierzyć, ale w sezonie 2017/2018 tylko czterech piłkarzy "Oranje" znalazło miejsce w topowych klubach. Co więcej, Jasper Cillessen w ogóle nie gra w Barcelonie, a Daley Blind zaliczył tylko siedem występów we wszystkich rozgrywkach w barwach Manchesteru United. Tak naprawdę pozostaje więc tylko dwóch - Georginio Wijnaldum (Liverpool) i Arjen Robben (Bayern Monachium). Wielu przedstawicieli holenderskiej piłki bezradnie rozkłada ręce, narzekając na słabsze pokolenie. Jeśli taką diagnozę za oficjalną uznają władze federacji, to "Oranje" jeszcze długo nie pojadą na wielką imprezę. Zamiast zrzucać odpowiedzialność i czekać na pokolenie futbolowych geniuszy, powinni szukać błędów w systemie szkolenia i wreszcie zrozumieć, że nie można żyć wspomnieniem dawnych sukcesów. Holenderska piłka kostnieje Gdy w latach 70. Holandia wyznaczała nowy kierunek w futbolu, jej reprezentacja dwa razy z rzędu grała w finałach mistrzostw świata, a po drodze zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy. Dzisiaj znany trener Martin Jol grzmi na alarm: "Straciliśmy swoją tożsamość". Po reprezentacji Holandii, która słynęła ze świetnej organizacji gry i ofensywnego stylu, pozostało tylko wspomnienie. Co gorsza, holenderska piłka kostnieje. Większość zespołów trzyma się systemu 4-3-3 i nie szuka nowych rozwiązań. Jest wielu byłych znakomitych piłkarzy, więc dopływ zagranicznych trenerów jest mocno ograniczony. Nie ma więc impulsów z zewnątrz. Najlepszym przykładem jest reprezentacja - w ciągu ostatnich 25 lat doszło do 11 zmian na stanowisku selekcjonera, ale na karuzeli trenerskiej są wciąż ci sami ludzie. Dick Advocaat trzykrotnie obejmował posadę w tym czasie, a Guus Hiddink i Louis van Gaal odchodzili, a później wracali. Od 1978 roku selekcjonerami byli tylko Holendrzy. W niemieckich klubach też stawiają na swoich, ale tam o zatrudnianiu trenera nie decyduje jego kariera piłkarska tylko innowacyjne spojrzenie na zmieniający się futbol. Juergen Klopp, Julian Nagelsmann, Thomas Tuchel czy Joachim Loew grali w piłkę, ale wielkich karier nie zrobili. W Holandii są byli wielcy piłkarze, ale nie ma trenerów z wizją. Tymczasem jest co zmieniać. Arjen Robben nie jest typowym holenderskim piłkarzem Holandia, która słynęła z ofensywnego futbolu, dzisiaj ma tylko jednego piłkarza, który strzelił gole w jednej z czterech najsilniejszych lig Europy. To Arjen Robben, ale jego kariera dobiega końca. 33-latek właśnie pożegnał się z reprezentacją. Nawiasem mówiąc holenderski ekspert piłkarski Pieter Zwart przekonuje, że Robben wcale nie jest typowym holenderskim piłkarzem. Dorastał w małym miasteczku, gdzie nie było profesjonalnego trenera, więc mógł dryblować tyle, ile chciał. Gdyby trafił do jednej ze słynnych szkółek, to kiwanie wybito by mu z głowy. Fakty są takie, że holenderski system gubi kreatywne talenty. Widać więc, że przyczyn zatracenia holenderskiego stylu gry trzeba szukać w błędach w szkoleniu, a nie uciekać w teorie, że w ostatnich latach w Holandii rodziły się mniej zdolne dzieci. Kolejny problem to wprowadzanie młodych zawodników do drużyn seniorskich. Holendrzy wciąż żyją wspomnieniem dawnej potęgi i oczekują natychmiastowych sukcesów. Nie mają więc cierpliwości dla młodzieży. Ci, którym się uda przebić, szybko uciekają do silniejszych lig, bo widzą, że Eredivisie odstaje od europejskiej czołówki. Nie bez znaczenia są też pieniądze, którymi kuszą ich zagraniczne kluby. "Jako nastolatkowie zarabiają po pół miliona euro, ale nie grają. To ogromny problem, który musimy rozwiązać" - przekonuje Ruud Gullit, dawna gwiazda "Oranje", a obecnie asystent Advocaata w kadrze. Holenderski futbol potrzebuje więc głębokich zmian, a nie zastąpienia Advocaata Louisem van Gaalem. To zrozumiałe, że Holendrzy chcą być dumni z wielkiej przeszłości, ale zamiast nią żyć, muszą odnaleźć w niej inspirację do wejścia w nową epokę. Mogą być nią słowa genialnego Johana Cruijffa: "W piłkę nożną gra się za pomocą głowy". Mirosław Ząbkiewicz