Ekipa Stanów Zjednoczonych, jedynego obok Brazylii uczestnika, wszystkich 18 turniejów o mistrzostwo świata, przyjechała do Chin zdobyć historyczny trzeci tytuł z rzędu. Będzie to więc dla niej przykra formalność, bo zagra o historyczne siódme miejsce, najgorsze w historii swych występów w mistrzostwach świata. W blamażu w Indianapolis w 2002 roku przed własną publicznością zajęła szóstą lokatę. Polacy grali z Amerykanami o punkty tylko raz. Przed 52 laty na mundialu w Urugwaju drużyna trenera Witolda Zagórskiego przegrała 61:91. Amerykanie, którzy nie przegrali meczu w wielkiej imprezie od półfinałowej przegranej z Grecją w MŚ 2006, w Chinach już dwa razy schodzili z boiska pokonani - przez Francję i Serbię. Przykro było momentami patrzeć na smutne, zmęczone miny trenera Gregga Popovicha i jego asystenta Steve’a Kerra, wielkich szkoleniowców pogodzonych z porażkami drużyny złożonej w całości z zawodników ligi NBA, ale nie pierwszego, drugiego czy trzeciego sortu. Liderami Amerykanów w Chinach są Kemba Walker: najlepszy strzelec - 14,4 pkt (przed Donovanem Mitchellem - 12,2), podający - 5,4 as. (także przed Mitchellem - 4,3) i pod względem wskaźnika efektywności - 16,0 (Mitchell - 15,6) oraz najlepiej zbierający Jason Tatum - 7,5 i Miles Turner - 6,6. Reprezentacja Polski w piątek przed południem przyleciała do Pekinu z Szanghaju. Kierownictwo ekipy zrezygnowało z popołudniowego treningu w porze meczu. Wieczorem zawodnicy Taylora dowiedzieli się, że dwóch porażek w Chinach doznali z rąk finalistów turnieju Hiszpanii i Argentyny, które w półfinałowych meczach pokonały Australię i Francję. Po przegranym spotkaniu z Czechami w zespole nie było ekscytacji, że oto spotkamy się teraz z USA. Biało-czerwoni woleliby być w sytuacji ich rywala Tomasa Satoranskiego, który nie krył przed dziennikarzami radości z faktu, że jego drużyna nie tylko wyrównała największe osiągnięcie byłej Czechosłowacji w mistrzostwach świata, ale wyprzedziła w klasyfikacji Stany Zjednoczone. Przed losowaniem grup mundialu życzeniem większości reprezentantów było trafienie do grupy z USA. W domyśle - zagrać w meczu z gwiazdami NBA, a potem niech się dzieje, co chce. I oto spotykamy się z nimi o siódme miejsce w turnieju. - Cała drużyna z NBA? Graliśmy już mecze przeciwko zawodnikom tej ligi w zespołach dotychczasowych rywali. Podejdziemy do rywalizacji jak do każdego przeciwnika - mówił Mateusz Ponitka. Trener Mike Taylor zwracał uwagę na różnice w koszykówce w NBA i tej spod znaku FIBA. - USA to zespół indywidualnego talentu, ich odpowiedź na brak doświadczenia w rozgrywkach FIBA to właśnie indywidualna gra. Naszą odpowiedzią jest zespół i gra pięciu na pięciu. Myślę, że to nasza przewaga, postaramy się każdą z przewag wykorzystać - zapowiadał szkoleniowiec. Statystyki skuteczności rzutów obydwu drużyn w chińskim turnieju są zbliżone. USA - Polska - za dwa punkty: 52,2 - 52,8, za trzy punkty: 33,3 - 32,5, wolne 74,6 - 75,3, w zbiórkach przeważają Amerykanie 31-25, w asystach już minimalnie 19-18. Czyli równy mecz? - Koszykarze USA, mimo złych wyników, na pewno będą grali swoje. Mają niesamowite umiejętności na każdej pozycji. Wszyscy grają w NBA, więc to będzie dla nas najcięższy mecz w całym turnieju - zauważył Aaron Cel. - Będziemy walczyli w sobotę, nie patrząc na nazwiska po przeciwnej stronie. Najważniejsze to robić swoje - dodał kapitan drużyny Adam Waczyński Mecz USA - Polska odbędzie się w sobotę w Pekinie o godz. 10 czasu polskiego. Z Pekinu - Marek Cegliński