Na kluby Serie A, którym nie zależy na reprezentacji, były trener Włochów Cesare Prandelli zrzuca odpowiedzialność za klęskę na mundialu w Brazylii.
W wywiadzie dla dziennika "Corriere della Sera" włoski szkoleniowiec, który zaraz po powrocie z Brazylii przeszedł do Galatasarayu Stambuł, odpiera zarzut, że zachował się jak Francesco Schettino.
To porównanie zabolało Prandellego najbardziej: do kapitana Costy Concordii, który opuścił statek w momencie, gdy szedł na dno.
Cesare Prandelli zgadza się na wszelką krytykę, uważa jednak, że tu przesadzono. Podał się do dymisji, ponieważ jego plan się nie powiódł.
- Myśleliśmy, że zagramy w określony sposób, ale tak się nie stało. Że stawimy czoło Kostaryce, ale nic z tego nie wyszło. Takie były plany. Odpowiedzialność biorę więc na siebie - mówi Prandelli.
Ale zaraz potem stawia poważny zarzut władzom włoskiego futbolu. Przypomina, że w klubach Serie A tylko 38 procent piłkarzy to Włosi.
Jego zdaniem trzeba odpowiedzieć na pytanie, jaki klub jest dla Włochów najważniejszy. Według Prandellego to nie Juventus, Inter, Milan czy Fiorentina, lecz narodowa kadra.
- Dopiero kiedy zdamy sobie z tego sprawę, będziemy gotowi podjąć wielkie wyzwania - stwierdza były trener reprezentacji.
Włosi na mundialu nie przeszli fazy grupowej po porażkach z Kostaryką i Urugwajem oraz wygranej z Anglią.