Skład finału czempionatu Starego Kontynentu był niespodzianką. Eksperci stawiali na Polskę i Francję, bo to te dwa zespoły były stawianie w roli faworytów turnieju. Do półfinałów wszystko toczyło się zgodnie z planem, a "Biało-Czerwoni" i "Trójkolorowi" do tego etapu rywalizacji dotarli w znakomitym stylu, tracąc tylko po jednym secie.Zwycięski marsz tych drużyn został jednak zatrzymany w 1/2 finału. Słoweńcy sprawili niespodziankę i w Lublanie pokonali podopiecznych Vitala Heynena 3:1. Serbowie natomiast po pięciosetowym boju okazali się lepsi od Francuzów.Siatkarze Slobodana Kovacza stanęli przed szansą, żeby powtórzyć sukces z 2011 roku. Wtedy Serbowie sięgnęli po złoty medal ME. Słowenia jeszcze nigdy w historii nie była mistrzem Europy. Cztery lata temu wystąpiła w finale, ale przegrała z Francją. Finał znakomicie rozpoczęli Słoweńcy i wydawało się, że znów sprawią niespodziankę. Tylko jednak podrażnili Serbów, którzy po porażce w pierwszym secie, potem zabrali się ostro do pracy i nie zostawili rywalom złudzeń, kto jest lepszy. Brązowy medal zdobyli Polacy, którzy w sobotę wygrali z "Trójkolorowymi" 3:0. I set Lepiej bitwę o złoto zaczęli Słoweńcy. Doskonale zdawali sobie sprawę, że aby osiągnąć sukces muszą zatrzymać Aleksandara Atanasijevicia. Już na samym początku dwa razy zablokowali serbskiego asa. Najpierw w pojedynkę uczynił to Tine Urnaut. Chwilę później Atanasijević nie znalazł sposobu na potrójny blok rywali. Słowenia prowadziła wtedy 4:2. Blok w pierwszych fragmentach odgrywał decydującą rolę. Dzięki temu elementowi Serbowie wyszli na prowadzenie (8:7), a Słoweńcy wyrównali na 8:8. Półfinałowi pogromcy Polaków "odskoczyli" na dwa punkty po świetnej zagrywce Klemena Cebulja (11:9). Rywale starali się odpowiedzieć tym samym, ale często się mylili. Słoweńcy grali odważnie, z polotem, bez żadnych kompleksów i przyniosło to skutek. Kiedy zatrzymali Nemanję Petricia ich przewaga wzrosła do czterech punktów (17:13). Wtedy o czas poprosił trener Serbów. Słoweński rozgrywający Dejan Vinczić jak tylko nadarzała się okazja grał szybko i kombinacyjnie. Serbowie kompletnie nie mogli sobie z tym poradzić. Podopiecznym Alberto Giulianiego wychodziło niemal wszystko. Kolejna przerwa, o którą poprosił Slobodan Kovacz, nie wybiła Słoweńców z rytmu. Urnaut, Cebulj czy Mitja Gasparini raz po raz karcili przeciwników. Setbola Słowenia miała po sprytnej kiwce Cebulja (24:18). Urosz Kovaczević przedłużył pierwszego seta, ale tylko na chwilę. Decydujący punkt w tej partii był dziełem Gaspariniego (25:19). Słoweńcy znakomicie przyjmowali w inauguracyjnym secie i świetnie blokowali. Te dwa elementy zadecydowały o ich pewnym zwycięstwie. II set Serbowie zdali sobie sprawę, że rywal jest znakomicie dysponowany i muszą wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Podopieczni Kovacza od początku drugiego seta podkręcili tempo. W roli głównej wystąpił Nemanja Petrić. Serbski przyjmujący blokował i kończył ważne kontry. Do jego poziomu dostroili się pozostali, a zwłaszcza Urosz Kovaczević. Serbowie "zamurowali" siatkę i Słoweńcy nie mogli się "przebić" na drugą stronę. Giuliani w miejsce Gaspariniego wpuścił na boisko Tonceka Sterna, który dobrze zagrał w pojedynku z Polską. Rywale jednak "odjechali" z wynikiem na 14:7. Gra Słoweńców kompletnie się rozsypała i w tym secie nie podjęli już walki. Serbowie wygrali wysoko 25:16. III set Porażka w takich okolicznościach nie podłamała Słoweńców. Do stanu 6:6 toczyli wyrównany bój z Serbami. Potem u rywali wspaniale zaczął funkcjonować blok. Cebulj, Urnaut i inni nie potrafili minąć "ściany" ustawionej przez Serbów. Do tego siatkarze Kovacza dołożyli ofiarną grę w obronie. Nawet Sreczko Lisnac popisał się fantastyczną obroną. Podbił piłkę sprzed band reklamowych, a kontrę skończył Petrić. W jednym ustawieniu Serbowie zdobyli pięć punktów (11:6). Niemoc Słoweńców przerwał Cebulj. Trwało to tylko chwilę. Rozpędzeni Serbowie jeszcze powiększyli przewagę (18:11). Prym wiódł Kovaczević, któremu też dopisywało szczęście. Spuszczone głowy Słoweńców mówiły wszystko. Przy zagrywce Cebulja obronili dwa setbole, ale kropkę nad "i" postawił Kovaczević. Serbowie wygrali 25:18 i jeden set dzieli ich od złota. IV set Pytanie brzmiało, czy po laniu w drugiej i trzeciej partii Słoweńcy będą się w stanie podnieść? Kapitan Urnaut poderwał kolegów do walki, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu Słowenia wygrała kontrę (4:2). Współgospodarzom ME brakowało przede wszystkim siły ognia. Niewidoczny był Gasparini, mylili się w ataku środkowi. Vinczić miał problem do kogo posyłać piłki. Po drugiej stronie siatki takich kłopotów nie było. Spryciarz Kovaczević, "bombardier" Atanasijević czy Petrić popisywali się skutecznymi atakami. Serbowie prowadzili 10:7, 16:11. Kovaczević pojedynczym blokiem zatrzymał T. Sterna. Trener Słowenii wziął czas, bo to był dla jego zespołu ostatni dzwonek. Niewiele to nie dało. Serbowie po prostu byli za mocni. Pod koniec czwartego seta zaiskrzyło pod siatką między Cebuljem i Atanasijeviciem, Obaj zostali przywołani do porządku przez sędziego. Żeby uspokoić emocje trener Kovacz wziął czas. Jego zawodnicy stracili cztery punkty z rzędu, ale Słoweńcy potrzebowali cudu, który się nie wydarzył. Punkt na wagę mistrzostwa zdobył zagrywką Petrić! RK Serbia - Słowenia 3:1 (19:25, 25:16, 25:18, 25:20) Serbia: Urosz Kovaczević, Nemanja Petrić, Nikola Jovović, Aleksandar Atanasijević, Marko Podrascanin, Sreczko Lisinac, Neven Majstorović (libero) oraz Nikola Peković (libero), Marko Ivović, Petar KrsmanovićSłowenia: Alen Pajenk, Jan Kozamernik, Mitja Gasparini, Dejan Vinczić, Tine Urnaut, Klemen Cebulj, Jani Kovaczić (libero) oraz Toncek Stern, Alen Szket, Ziga Stern