W pierwszym półfinale reprezentacja Polski przegrała w czwartek ze Słowenią 1:3 (23:25, 26:24, 22:25, 23:25). Nasi siatkarze nie powtórzą więc sukcesu sprzed 10 lat, gdy zostali mistrzami Europy. W dorobku mają też pięć srebrnych medali (1975, 1977, 1979, 1981 i 1983) i dwa brązowe (1967, 2011). Francuzi rozpoczęli od prowadzenia 3:0 i utrzymywali zaliczkę. W połowie seta statystka skuteczności ataku była bezlitosna dla Serbów - zaledwie 30 procent, podczas gdy rywale 78 procent. Na skrzydle szalał Stephen Boyer i posyłał potężne "bomby". Gdy skuteczność zaczęła zawodzić Francuzów, strata Serbów stopniała do zaledwie dwóch punktów (16:18), ale ekipa z Bałkanów nie potrafiła pójść za ciosem. Wydawało się, że Francuzi opanowali sytuację, a tymczasem stracili pewność siebie, co rywale błyskawicznie wykorzystali i trener Laurent Tillie musiał poprosić o czas, bo zrobiło się 22:21. Pomogło. Bardzo ważny punkt zdobył Boyer i było 24:22. Serbowie obronili pierwszą piłkę setową, ale po chwili pierwszą partię zakończył mocny atak Juliena Lyneela. Francuzi nie zachowali koncentracji i pierwszy punkt w drugim secie rywale oddali im, dopiero przy stanie 4:0. "Trójkolorowi" szybko zabrali się do roboty i już po chwili było 5:5. Coraz lepiej grał Urosz Kovacević i "Les Blues" znów zaczęli tracić kontakt. Po tym jak Marko Podraszczanin zablokował Boyera (12:8), trener Tillie znów wziął czas. Świetnie serwował Nemanja Petrić i przewaga Serbów jednak ciągle rosła i przy stanie 17:10 Tillie ponownie wezwał swoich zawodników. Byli bezradni, gdy serwował Petrić, ale w końcu trafił w siatkę. W polu zagrywki stanął Earvin Ngapeth i Francja zaczęła niwelować straty. Po kontrze zakończonej przez Podraszczanina Serbowie mieli pierwszą piłkę setową (24:18), ale rywale, nie mając nic do stracenia, wywarli na przeciwnikach wielką presję i gra Serbów była coraz bardziej nerwowa. Po kapitalnym serwisie Lyneela było już 23:24, ale zagrywając po raz kolejny, nadepnął na linię i Serbia wygrała drugą partię. Francuzi dominowali na początku trzeciego seta (3:0, 5:1) i nic nie zwiastowało, że będzie on niezwykle wyrównany. Przy stanie 4:8 trener Serbów Slobodan Kovacz poprosił czas, ale jego zespół nie mógł odrobić strat. Przełomem był challenge, który wykazał, że Francuzi dotknęli siatki w bloku i zamiast 12:7, zrobiło się 11:8. Serbowie wskoczyli na wyższe obroty. Atanasijević efektownie zablokował Lyneela, nie pomógł czas wzięty przez trenera, a gdy w kolejnej akcji Lyneel spudłował, był remis 11:11. Od tego momentu trwała zażarta walka i prowadzenie ciągle się zmieniało. Gorszy okres gry miał Ngapeth i Serbowie wyszli na 21:18. Dwa ważne punkty zdobył Boyer i Francja złapała kontakt (20:21), ale Serbowie świetnie rozegrali końcówkę i wygrali 25:21. Na początku czwartej partii trwała walka punkt za punkt. Francuzi dzięki bardzo dobremu przyjęciu odskoczyli na 8:5, a potem 12:7. Wielkie problemy z przyjęciem mieli za to Serbowie i przewaga "Les Blues" szybko rosła. Francuzi wygrali do 17 i doprowadzili do tie-breaka. W nim Petrić znów zaczął razić rywali potężną zagrywką. Francuzi mieli ogromne problemy w przyjęciu i błyskawicznie zrobiło się 5:0 dla Serbów. Francuzi za wszelką cenę chcieli wrócić do gry, ale rywale kapitalnie bronili ich ataki, a na dodatek byli bardzo skuteczni, gdy mieli piłkę na siatce. Doping francuskich fanów nie pomógł. Serbowie nie wypuścili z rąk wielkiej szansy i w niedzielę zagrają o złoto. Francuzi zmierzą się w sobotę o godz. 18 z naszą reprezentacją w boju o brązowy medal. Zarówno sobotni mecz o brąz, jak i niedzielny finał odbędą się w Paryżu. Mirosz Serbia - Francja 3:2 (23:25, 25:23, 25:21, 17:25, 15:7)