Podopieczni Vitala Heynena byli jednym z głównych faworytów całego turnieju i aż do półfinału utwierdzali swoich kibiców w tej opinii. W drodze do "czwórki" stracili zaledwie seta, co miało miejsce w meczu otwarcia. Mistrzów świata zatrzymali jednak Słoweńcy, którzy pokonali ich w czwartek 3:1. "Biało-Czerwoni" nie kryli rozczarowania utratą szansy na tytuł, ale też zapewniali, że w sobotę nie braknie im mobilizacji. - Z brązowego krążka też będę się cieszył, bo jeszcze nie mam w dorobku żadnego medalu ME. Mieliśmy przywieźć złoty, nie udało nam się. Mamy jeszcze przed sobą jedno spotkanie i chcemy zakończyć turniej zwycięstwem - podkreślił Mateusz Bieniek. Po raz ostatni Polacy na podium czempionatu Starego Kontynentu stali w 2011 roku. Wówczas właśnie wywalczyli brąz. Mistrzami Europy zostali raz - 10 lat temu. W dorobku mają też pięć srebrnych medali (1975, 1977, 1979, 1981 i 1983) i dwa brązowe (1967, 2011). Francuzi triumfowali w tej imprezie w 2015 roku. W sobotę czeka drużynę Heynena czeka drugie z rzędu spotkanie ze współgospodarzem bieżącej edycji turnieju. Podczas półfinału w Lublanie żywiołowo reagująca i liczna publiczność niosła Słoweńców do zwycięstwa. "Trójkolorowi" również są rozczarowani brakiem awansu do finału - w piątek ulegli Serbom 2:3. Paryż jest piątym miastem, a Francja trzecim krajem odwiedzanym przez biało-czerwonych podczas tych mistrzostw. W fazie grupowej rywalizowali w Rotterdamie i Amsterdamie, na dwa pierwsze spotkania fazy grupowej udali się do Apeldoorn, a na półfinał przenieśli się do Lublany. Podopieczni Laurenta Tillie od początku turnieju do końca rywalizowali w swojej ojczyźnie, zmieniając tylko miasta. Finał Serbia - Słowenia odbędzie się w niedzielę.