"Biało-Czerwoni po serii siedmiu łatwych zwycięstw zostali powstrzymani w półfinale przez współgospodarza turnieju. W Lublanie Słowenia wygrała 3:1 i to ona zagra o złoty medal. Podopiecznym Vitala Heynena pozostanie walka o brąz. Zdaniem Matlaka, polscy siatkarze zagrali wyjątkowo słabo, a Słoweńcy też nic szczególnego nie pokazali. Był mocno rozczarowany poziomem widowiska. "Narobiliśmy takich głupot, jakich nie uczyniliśmy w ciągu przynajmniej trzech ostatnich spotkań. Potworna ilość własnych błędów, zupełnie niepotrzebnych i to w wykonaniu zawodników, na których najbardziej liczyliśmy. Zagraliśmy słabo, a mimo to, przegraliśmy prawie wszystkie sety na przewagi. Wystarczyło więc zagrać na średnim poziomie, by awansować do tego finału. Tym bardziej, że Słowenia to nie był jakiś zespół "nie do ogrania". Oglądałem spotkanie Słoweńców z Rosjanami i ten grupowy, i w ćwierćfinale. Tam był wysoki poziom, walka, a ten półfinał był słabym widowiskiem. Spotkały się dwa mocno znerwicowane zespoły, przy czym gospodarze, może dlatego, że grali u siebie, lepiej poradzili sobie z tymi nerwami" - powiedział szkoleniowiec. Były selekcjoner kobiecej reprezentacji nie ukrywał, że więcej spodziewał się po grze liderów Michał Kubiaka i Wilfredo Leona. Mocno też skrytykował rozgrywającego Fabiana Drzyzgę. "Kubiak popełnił sporo błędów, nawet w przyjęciu zagrywki, puszczał piłki za siebie, co mu się wcześniej nie zdarzało. Kiwał w ataku do znudzenia. Z kolei Leon też zaczął brać się za kiwanie, a on w ogóle tego nie umie robić. Tu trzeba było kilka piłek w parkiet wbić, żeby oni poczuli respekt, a nie przebijać i kiwać na drugą stronę. Kubiak, kapitan drużyny, mądry i rozsądny facet kończy "zabawę" zagrywką w siatkę, gdzie jeszcze była realna szansa na doprowadzenie do tie-breaka. Rozegranie wołało o pomstę do nieba. Drzyzga przy dobrym rozegraniu ciągle grał na lewe skrzydło. Do tego posyłał piłkę nie w tempo, Leon przy szybszym rozegraniu musiał się zatrzymywać. Środek prawie w ogóle nie istniał - Piotr Nowakowski nie dostał żadnej piłki" - wyliczał. Zdaniem szkoleniowca, łatwe zwycięstwa w pierwszej części turnieju mogły trochę uśpić drużynę, choć z drugiej strony wszyscy liczyli, że w końcu przyjdzie im się zmierzyć z bardziej wymagającym rywalem. "Wygrywaliśmy jedną ręką, bez wysiłku, grając wręcz wspaniale na tle tej szarości, jaka była po drugiej stronie siatki. Przez te dwa tygodnie nikt prawie im nie zagroził choćby na sekundę. Zawodnicy jednak wiedzieli, że to tak do końca nie będzie, gdzieś to im w głowach siedziało, że w końcu będzie ciężko. Byliśmy przygotowani na trudny bój, okazało się, że nie w praktyce, tylko w teorii. Wydawało się, że przez te półtora roku, odkąd Heynen pracuje z reprezentacją, przeskoczyliśmy tak wiele stopni. Ta hala też nie mogła nas przytłoczyć, bo przecież my Polacy, chyba jako jedyni, jesteśmy przyzwyczajeni do gry w takiej atmosferze. Nawet, jeśli ta sala nie była za nami" - stwierdził. Matlak przyznał, że nawet zajęcia miejsca na podium nie poprawi nastrojów i w żaden sposób nie osłodzi rozczarowania. Jak przypomniał, przed turniejem były głośne zapowiedzi zdobycia złotego medalu. "Wszyscy trąbili o mocarstwowych planach, to wychodziło od trenera, zawodników. W końcu zdobyli dwa razy z rzędu mistrzostwo świata, mamy najlepszą drużynę, najbardziej kompletną. Kilku zawodników zostało w domach, choć też mogli tu być, bo są na podobnym poziomie. I do tego dochodzi do nas najlepszy siatkarz na świecie. Dlatego miało być złoto, bo reszta byłaby porażką. Oczywiście, lepiej zdobyć ten medal, ale nikogo na pewno nie zadowoli. Trzeba będzie z tym żyć i myśleć, jak dalej wykorzystać ten potencjał drużyny" - skomentował. Współtwórca największych sukcesów Nafty Piła uważa, że z tej porażki też można wyciągnąć pozytywne aspekty. "Może niektórzy zejdą na ziemię, łącznie z "wodzem" tej drużyny, który może przestanie czuć się bogiem rozdającym wszystkie karty na ziemi i uczyć ludzi, jak trenować. Miał najnowocześniejsze, najbardziej oryginalne metody treningowe, a to jest siatkówka, gdzie trzeba po prostu przywalić w parkiet. A tego we wczorajszym meczu zabrakło. Nie zaszkodzi taka lekcja pokory, z tego też można czasami lepsze wnioski wyciągnąć, niż jakby się znów gładko wygrało" - podsumował Matlak. Polacy o brązowy medal zmierzą się w sobotę w Paryżu z przegranym drugiego półfinału Serbia - Francja. To spotkanie rozegrane zostanie w piątek o godz. 21. Autor: Marcin Pawlicki