"Mam za sobą trzyipółmiesięczną przerwę. Dołączyłem do kolegów z kadry cztery tygodnie temu. Gdyby chodziło tylko o mnie, to bym nie brał udziału w tym turnieju. Ale jestem tu i można powiedzieć, że jest to dla mnie pewnego rodzaju okres przygotowawczy. Moja rola w drużynie jest teraz nieco inna niż zwykle. Staram się przede wszystkim mentalnie wspierać chłopaków" - zaznaczył w rozmowie z polskimi dziennikarzami Grozer. Poza dłuższą przerwą w grze latem występował też mniej w fazie grupowej. We znaki dawała mu się jeszcze kontuzja łydki. "Swoją obecną formę oceniam na 50-60 procent. Nie czuję piłki tak jak zwykle. Próbuję atakować, ale to nie jest jakość, do której przywykłem. Bardziej jestem tu, by pomóc pod kątem mentalnym i jednoczyć zespół" - zaznaczył. Niemcy udział w imprezie zaczęli od dwóch porażek w grupie. Łącznie w pierwszej fazie turnieju przegrali aż trzy z pięciu spotkań. "Ja mam swoje problemy, ale skąd słabsza postawa całej drużyny? Nie wiem. Wcześniej nie graliśmy jak zespół. Zmieniło się to dopiero w 1/8 finału. W ostatnich dniach dopiero nasza gra "zaskoczyła", wszyscy zrozumieli, że każdy z 14 zawodników powinien być gotowy, by pomóc na boisku. Postaramy się to kontynuować w dalszej części turnieju" - zadeklarował atakujący Zenita Sankt Petersburg. Awans do ćwierćfinału jego drużynie dał triumf nad Holendrami 3:1. Były gracz Asseco Resovii Rzeszów zdobył 20 punktów. Nękał "Pomarańczowych" mocnymi atakami i zagrywkami - posłał cztery asy. "Może i zdobyłem wiele ważnych punktów, ale sam nic bym nie zdziałał. To sport drużynowy. Po tym meczu byłem ogromnie zmęczony. Postaram się dojść do siebie na kolejne spotkanie. Mam nadzieję, że się uda. Jak już mówiłem, nie miałem za wiele czasu na przygotowanie do tego turnieju. Ale to moje ostatnie ME, więc także dlatego chciałem tu być" - zaznaczył. Na pytanie, czy tą imprezą zamierza zakończyć reprezentacyjną karierę, zaprzeczył. "Zagram jeszcze w styczniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. To będzie mój ostatni występ... chyba, że uda się wywalczyć awans do Tokio. Zakończenie gry w kadrze turniejem olimpijskim jest moim marzeniem" - przyznał pochodzący z Węgier zawodnik. Nie widział on wcześniej żadnego meczu "Biało-Czerwonych" w tych mistrzostwach. "Ale ja w ogóle nie oglądam siatkówki w telewizji. Czasem spotkania, w których występują moi przyjaciele, ale generalnie nie oglądam. Polaków szanuję za ich dokonania, prezentują wysoką jakość. Ale to jest siatkówka, wszystko się może zdarzyć" - zastrzegł. Niemcy dwa lata temu wywalczyli wicemistrzostwo Europy, ale nie stanowi to teraz dla nich dodatkowego obciążenia psychicznego. "Przyjechaliśmy tu i chcemy wygrać medal, to nie ulega wątpliwości. Ale tak jest w każdym turnieju. Każda drużyna o tym marzy, a marzenia mogą się spełnić. To moje ostatnie ME i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc zespołowi. Zobaczymy, co z tego wyjdzie" - skwitował Grozer. Obecna edycja jest pierwszą po rozszerzeniu stawki uczestników z 16 do 24. "Władze europejskiej konfederacji (CEV) ciągle coś próbują zmieniać. Uważam, że bardziej dogodna była wersja z 16 drużynami. Teraz jest tego zbyt wiele. To nie ja jednak o tym decyduję, takie sprawy należą do innych" - zastrzegł prawie 35-letni siatkarz. To właśnie na meczu Niemców z Hiszpanami na koniec rywalizacji w gr. B w Antwerpii zanotowano najniższą frekwencję podczas tej imprezy. Na trybunach zasiadło tylko 50 osób. Łącznie na pięciu spotkaniach było po mniej niż 200 widzów, a na 11 poniżej 300. "W Belgii były mecze, których prawie nikt nie oglądał. Hala była niemal pusta, panowała cisza. Granie niemal bez publiczności jest trudne. Nie wszyscy mają takich kibiców jak Polacy, którzy podróżują wszędzie za swoją drużyną. Jeśli to by ode mnie zależało, to mecze ME powinny się odbywać w miejscach, w których siatkówka jest naprawdę popularna. To bolesne patrzeć nawet w telewizji na puste trybuny" - podkreślił Grozer. Jego zdaniem również jakość siatkówki prezentowanej podczas ME spada, bo gra się bardzo dużo. Za błąd uważa także organizowanie imprezy przez cztery państwa, które są nieraz od siebie daleko położone. Przykładowo zwycięzca meczu Polska - Niemcy w Apeldoorn musi się udać na półfinał do Lublany, a następnie na finał lub mecz o brąz do Paryża. "To jest bezsensowne. Ciągłe zmiany miejsc, hoteli, hal. Tego jest za dużo i nie sprzyja to jakości gry. Jeśli jesteś mądry, to dbasz o zawodników. Nie wiem, czyj to był pomysł, ale to nie jest fajne. To my, siatkarze, musimy wyjść na boisko i grać, prezentować wysoki poziom. Moim zdaniem nie jest to kierunek, w którym powinny zmierzać ME" - ocenił. CEV już poinformował, że kolejna edycja również odbędzie się w czterech krajach. "Ja już w tym turnieju nie wystąpię, więc to nie mój problem, ale myślę, że wpływowe federacje - jak polska, rosyjska czy włoska - powinny z tym walczyć" - podkreślił doświadczony atakujący. Z Apeldoorn - Agnieszka Niedziałek