Podopieczni Vitala Heynena kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa. W fazie grupowej i w fazie play off nie zostawiali rywalom złudzeń, kto jest lepszy. Wiadomo było, że dla mistrzów świata schody zaczną się dopiero w półfinale. Okazało się to prawdą, ale scenariusz miał być inny. "Biało-Czerwoni" mieli zrewanżować się Słoweńcom za dwa mistrzostwa Europy z 2015 i 2017 roku, kiedy ten zespół wyrzucał nas za burtę. Nie udało się i słoweńska klątwa nadal trwa.Pojedynek w Lublanie był bardzo wyrównany, a losy poszczególnych setów rozstrzygały się w końcówkach. W nich, poza drugą partią, więcej zimnej krwi zachowywali gospodarze. W statystykach pomeczowych widać wyraźnie, że oba zespoły szły niemal łeb w łeb. Poza jednym elementem - skuteczność w ataku. Polacy zanotowali 44, a Słoweńcy 50 procent. W bloku było równo 8-8, w przyjęciu minimalnie lepsi okazali się rywale (53 procent do 49), "Biało-Czerwoni" za to zapisali na swoim koncie więcej asów (10-7).- To był pierwszy przeciwnik, który postawił nam trudne warunki. Mieliśmy piłki po swojej stronie, mieliśmy kontrataki, ale wyglądało to bardzo słabo. Nie zamienialiśmy tego na punkty. Brak skończonych ataków po własnej stronie powoduje to, że wygrywa przeciwnik - analizował na gorąco Dawid Konarski. W naszym zespole ciężar zdobywania spoczywał na barkach Wilfredo Leona. 26-letni przyjmujący zakończył spotkanie z dorobkiem 22 punktów. W ataku jednak nie brylował tak, jak choćby w starciu ćwierćfinałowym z Niemcami. Na 32 próby Leon skończył 15, co daje 47 procent skuteczności. Zdecydowanie brakowało mu wsparcia ze strony kolegów, zwłaszcza atakujących - Macieja Muzaja i Konarskiego. Obaj zdobyli w sumie 12 "oczek". Jedynie Michał Kubiak zdołał przekroczyć barierę 10 punktów (14). Słoweńcy zagrali zdecydowanie bardziej zespołowo. Praktycznie każdy z nich był dla naszego zespołu dużym zagrożeniem. Rozgrywający Dejan Vinczić wykorzystywał niemal wszystkie strefy. Najwięcej krzywdy wyrządził nam kapitan Tine Urnaut (18 pkt), ale pozostali spisywali się równie dobrze: Klemen Cebulj (15), Toncek Stern (14), Jan Kozamernik (10).Do tej pory Polacy byli przyzwyczajeni do gorącego wsparcia z trybun. W Holandii, gdzie rozgrywali swoje mecze, fani w biało-czerwonych barwach dominowali i siatkarze Heynena mogli czuć się jak w domu. W Lublanie atmosfera była diametralnie inna. Ponad 11 tysięcy kibiców gospodarzy zgotowało naszym "piekło". Nie poradzili sobie z tym Rosjanie i nie poradzili sobie z tym Polacy. Za to Słoweńców kibice ponieśli do wielkiego sukcesu, bo już na pewno mają co najmniej srebrny medal ME. Nam na pocieszenie zostaje walka o brąz. RK