Morderczy klimat Kataru, nietypowa pora mistrzostw i niewystarczająca promocja sprawiły, że rozgrywanej w Katarze najważniejszej tegorocznej imprezie lekkoatletycznej daleko do klimatu poprzednich mistrzostw, które odbyły się dwa lata temu w Londynie. Podczas inauguracyjnego dnia zmagań, który rozpoczął się o godz. 16.30 czasu lokalnego, trybuny okazałego stadionu aż raziły ilością wolnych miejsc. Można było odnieść wrażenie, że liczba kibiców, którzy przybyli obejrzeć rywalizację w kilku konkurencjach, nawet nie "dobiła" do 15 tysięcy. A gdyby nie wielka płachta reklamowa, która rozpościerała się na wysokości jednego poziomu trybun, przez pół stadionu, widok byłby jeszcze bardziej przygnębiający. Miało to oczywiście wielkie przełożenie na atmosferę, która nijak nie przypominała sportowego święta. Po stadionie w ogóle nie niósł się doping, a grupki fanów nieco się ożywiały głównie wtedy, gdy spikerka przedstawiała zawodniczki i zawodników oraz na ostatnich metrach przed metą. Pierwszy, bardzo głośny aplauz pojawił się dopiero podczas biegu na 3000 m z przeszkodami, gdy walkę o zwycięstwo w eliminacjach, zakończoną powodzeniem, toczyła Kenijka Beatrice Chepkoech. Od początku głównym aktorem widowiska był DJ. I tu, co ciekawe, mamy polski akcent. Za oprawę muzyczną odpowiada pochodzący z Lisewa Malborskiego Maciej Turowski. Mówi się, że w Katarze wszystko jest możliwe i jeśli zaistnieje potrzeba, to na stadionie może zacząć przybywać specjalnie "zachęconych" mieszkańców Kataru. Jednak na razie szacuje się, że na dziesięć dni sesji, czyli na całe mistrzostwa, sprzedano nieco ponad 50 tysięcy biletów. Jak nieoficjalnie udało nam się ustalić od osoby, związanej z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Federacji Lekkoatletycznych, władze IAAF-u mają być zadowolone, jeśli ostatecznie liczba sprzedanych biletów będzie oscylowała w granicach 70 tysięcy. Artur Gac z Dauhy