Artur Gac, Interia: Jak pana nastrój przed dotychczas niespotykanym, typowo nocnym chodem? Rafał Sikora: - Z trenerem Kisielem byliśmy teraz na zgrupowaniu w Spale. Odbyliśmy trzy jednostki treningowe mniej więcej o godz. 22. Mam nadzieję, że to wystarczy. Nie ma co aż tak przestawiać organizmu, ponieważ jest tylko godzina różnicy. Jeśli byłaby to duża zmiana czasowa, można byłoby pomyśleć o jeszcze innych porach treningów. Jednak normalnie startujecie o godz. 10 rano, a tutaj przyjdzie wam zacząć zmagania przed północą. - Faktycznie, to pierwsza taka sytuacja w historii, że chód sportowy, czy maraton będą rozgrywane o nienormalnych porach. Można powiedzieć, że wtedy organizm jest już wyciszony i nastawia się do spania, jednak trzeba pamiętać, że warunki będą takie same dla wszystkich. Myślę, że jestem bardzo dobrze przygotowany do tego startu. Im wolniej rozpoczniemy z kolegami dystans 50 km, tym lepiej pójdzie nam na samym końcu. Wszystko może się zdarzyć. Równie dobrze można zdobyć medal, jak też skończyć na 15. miejscu. Padają opinie, że ten kto wolniej zacznie, zostanie mistrzem świata. - Ja też mam taką cichą nadzieję. Widzę u siebie pewne plusy, ponieważ uwielbiam trenować w nocy i niejednokrotnie tak robiłem. Można powiedzieć, że jestem nocnym Markiem. Liczę, że te plusy w połączeniu z dużym doświadczeniem będą za mną przemawiać. Temperatura jednak nie "zabije"? Tym bardziej, że nie miał pan aklimatyzacji, rezygnując z obozu w Turcji. - Taką decyzję podjęliśmy z trenerem. Faktycznie były tam podobne warunki, ale uważam, że wielodniowy pobyt w bardzo ciepłym kraju, a następnie przylot do Kataru byłby dla mnie jeszcze bardziej męczący. Wolałem zostać w Polsce, skupić się na treningach i poprawić trochę szybkości, a polecieć na sam start. Inni pana koledzy z kadry wybrali jednak treningi w Belek. - Owszem, i z tego, co wiem, mieli bardzo dobre warunki nie tylko do treningu, ale również samego pobytu. Oni ze swojego wyboru są bardzo zadowoleni. Jaki jest plan na zadbanie o organizm w tych warunkach? - Przede wszystkim należy być dobrze nawodnionym i pamiętać, że co dwa kilometry na punkcie odżywczym będziemy odbierać napoje energetyczne i węglowodany. Na każde 2 km będzie należało wypić około 150-200 ml płynów, co będzie przypadało na co 9-10 minutę chodu. Ponadto należy pamiętać o stałej kontroli tętna, dlatego uważam, że jeśli ktoś by poszedł szybciej na początku, to moim zdaniem warunki w Katarze, czyli temperatura plus panująca wilgotność, go "zabiją". W jakiej najwyższej temperaturze pan trenował lub startował? - W tym roku trenowałem w Australii przy 42-43 stopniach Celsjusza. Akurat ja wychodziłem na zajęcia w upale, z kolei koledzy szli na trasę o wcześniejszych porach. Ma pan obawy, że organizm jednak może się zbuntować? - Właśnie nie - jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Można wręcz powiedzieć, że nawet mnie to trochę kręci. Jak wspomniałem, lubię trenować w nocy, dlatego z niecierpliwością czeka na start. Trzeba zachować chłodną głowę od startu do mety. Mój plan jest taki, aby pójść bardzo spokojnie przez pierwszych 30 km, a mocniej przyspieszyć dopiero na ostatnich 10 km. Myślę, że przy temperaturze 33-35 stopni Celsjusza w porze startu, odczuwalna temperatura dla organizmu będzie mogła dochodzić nawet do 50 "kresek". Najważniejsze będzie, by przetrwać to odczucie, jednak jestem dobrze nastawiony przez mojego psychologa. Nie widzę żadnych obaw. Pan zgłosił się do eksperymentu z elektroniczną pigułką do monitorowania temperatury ciała organizmu? - Nie. Na pewno jest to ciekawy pomysł, ale ja się nie zdecydowałem. A z chłodzących kamizelek, którymi dysponuje na miejscu PZLA, pan skorzysta? - Ja raczej nie będę tego stosował przed startem, żeby później organizm nie doznał zbyt dużego szoku na trasie. Na logikę, jeśli gwałtownie schłodzę organizm, a następnie ruszę ze startu w upalne warunki, to mogę zafundować organizmowi za duży skok. Co uda się jeszcze wykonać przed startem? - Przede wszystkim same rozruchy i zapoznanie się z trasą. Trzeba zobaczyć najważniejsze punkty, gdzie jest odbiór napojów energetycznych oraz punkt schładzania zawodników, czyli po prostu zraszacz. Niezwykle ważne, jak zawsze, jest psychiczne nastawienie się do profilu trasy, a tu pętla będzie liczyła 2 km. Trzeba wyłapać na przykład te momenty, które są najlepsze do przeprowadzenia ataku. Poza tym, jak układa się zakręt albo wiraż... To są bardzo istotne niuanse. Tu warto dodać, że pana przygotowania do MŚ nie były najłatwiejsze. - Owszem, były bardzo trudne, ponieważ do 24 czerwca pełniłem obowiązki żołnierza w Batalionie Dowodzenia Wojsk Lądowych w Białobrzegach pod Warszawą. Natomiast od 24 czerwca jestem delegowany do Wojskowego Klubu Sportowego Śląsk Wrocław i, można powiedzieć, że przygotowania tak naprawdę trwały od tego czasu. Wcześniej przychodziłem do pracy o 7 rano, w trakcie służby wykonywałem trening, po czym wracałem do obowiązków służbowych. W takim rytmie przygotowywałem się przez sześć miesięcy, ale właśnie pod koniec czerwca otrzymałem możliwość pełnych przygotowań do startu w Dausze. Dlatego chciałbym za to podziękować dowódcy batalionu pułkownikowi Tomaszowi Sobeckiemu, dowódcy kompani reprezentacyjnej Wojska Polskiego porucznikowi Jakubowi Stępniakowi oraz dowódcy plutonu chorążemu Chmielikowi. Które miejsce w Katarze pana zadowoli? - Celuję w najwyższe miejsca, co udowodnił tamten rok. Byłem siódmym zawodnikiem mistrzostw Europy, choć nie bardzo wyszedł mi start, a razem z kolegami zdobyliśmy brązowy medal MŚ w chińskim Taicangu. W Dausze przede wszystkim celuję w miejsca 1-8. Wiem, że stać mnie na to. Warunki będą bardzo ciężkie, a ja w takich radzę sobie bardzo dobrze. Jeśli pójdę zgodnie z założeniami, które ustaliliśmy z trenerem, czyli zacznę bardzo spokojnie, a przyspieszę w końcówce, to będę zbierał padających zawodników. Mam taką nadzieję. Liczę, że najlepsi od startu nie wytrzymają narzuconego tempa. Ile szczuplejszy dotrze pan do mety? - Uważam, że spalę około 4 tysięcy kalorii, a więc ogromnie dużo przy tak wysokiej wilgotności. Z czego będą składać się posiłki w dniu startu? - Nacisk będę kładł głównie na węglowodany, czyli duże ilości ryżu, makaronu, do tego woda, napoje energetyczne i mało tłuszczu. Jednocześnie żadnych owoców, ani innych pestkowych smakołyków, aby nie wystąpiły najmniejsze problemy żołądkowe. Rozmawiał i notował Artur Gac, Doha