Jeśli najwięksi giganci upadają z największym hukiem, to bez wątpienia runięcie o metaforyczny beton 61-letniego Salazara najpełniej wpisuje się w to stwierdzenie. Były trener czterokrotnego mistrza olimpijskiego w biegach długich Brytyjczyka Mo Faraha stworzył bezwzględną machinę, która za cenę sukcesów i medali traktowała sportowców jak zwierzęta. Dosłownie. To w końcu nie kto inny, jak szef amerykańskiej agencji antydopingowej Travis Tygart stwierdził, że Salazar miał zawodników za "zwierzęta laboratoryjne". Przerażające jest to, co dodał szef USADA, że sportowcy nawet nie byli świadomi, że szkoleniowiec traktuje ich jak króliki doświadczalne, a zamiast dozwolonych suplementów aplikuje im "ordynarny" doping. To właśnie Amerykańska Agencja Antydopingowa nałożyła na głównego szefa wspieranej przez koncern Nike grupy treningowej Oregon Project czteroletnią karę dyskwalifikacji. Choć wydaje się, że w świetle publikowanych faktów, taki człowiek powinien być dożywotnio skazany na banicję. Prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekkoatletycznego Sebastian Coe, który z jednej strony nazywa mistrzostwa w Katarze "najlepszymi w historii", akurat w tej sprawia stawia na rozsądek i twarde działanie. Coe właśnie ostrzegł, że każdy sportowiec, który będzie próbował w tajemnicy pozostać z Salazarem, sam spotka się z dwuletnim wykluczeniem. Dodał także jeszcze jedną, ważną rzecz. I logiczną, bo zawodnicy na dopingu, a w Polsce też były takie przypadku, jeśli nawet mieli usprawiedliwienie i odwoływali się do swojej nieświadomości, to na końcu byli jedynymi, którzy ponosili odpowiedzialność. - Dowiedzieliśmy się z raportu, że sportowcy nie wiedzieli, co się z nimi działo. Jest to ważny czynnik przy rozpatrywaniu sankcji, ale dyskwalifikacja jest obowiązkowa, niezależnie od tego, czy sportowiec wie, czy nie - powiedział Coe, cytowany przez theguardian.com. Dopingiem od lat brzydzi się nasz średniodystansowiec Marcin Lewandowski, dlatego z zadowoleniem przyjął decyzję o sankcji nałożonej na Salazara. - Świat lekkoatletyki będzie bez niego lepszy, niech odejdzie i schowa się w kąt. Nienawidzę oszustów, a on jest "głównym trenerem" oszustów. To chyba jeszcze gorsze, gdy trener podaje "koksy" zawodnikom niż to, kiedy zawodnik sam coś bierze. To rzecz niewybaczalna i do kamieniołomu z takimi ludźmi - ostro ocenił "Lewy". Wicemistrz Europy i halowy mistrz Europy przybył do Dohy dopiero dwa dni przed startem prosto ze zgrupowania w St. Moritz. W ten sposób znalazł się w wąskim gronie dwóch zawodników, którzy uczynili to najpóźniej. Ale za to z kim! Podobną strategię na przylot do Kataru obrał rywal z bieżni, aktualny mistrz olimpijski z Rio de Janeiro, Amerykanin Matthew Centrowitz. - To jest mój stary numer, zawsze tak robię i to mi służy. Pogoda tutaj jest bardzo trudna, ale wszyscy siedzimy w klimatyzowanych pomieszczeniach, a na stadionie są rewelacyjne warunki, więc to mnie nie zabija. A skoro tak doświadczony gość, jak Centrowitz, miał podobny pomysł, to chyba wiemy, co robimy - powiedział nam Lewandowski. Artur Gac, Doha <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-lekkoatletyczne-ms-2019/aktualnosci/news-lekkoatletyczne-ms-lasickiene-protestuje-ws-sprinterow-z-usa,nId,3256571#comments4-1">Wcześniej przeciw dopuszczaniu do startów sportowców przyłapanych na dopingu protestowała Maria Łasickiene</a>