Czy już do pani dotarło, że została srebrną medalistką mistrzostw świata? - Tak, medal już wisi na mojej szyi. Jest super. Jest ciężki, nie powiem, można nawet sprawdzić, ale naprawdę jest świetny. Kawałek, że tak powiem, blaszki, ale to najcenniejsza zdobycz w mojej karierze. Na pewno będzie miał honorowe miejsce a półce w domu, bo zawsze jakoś ustawiam sobie te medale. Rewelacja! Jak zajadę teraz do hotelu, to naprawdę będę świętować. A wczoraj już udało się wnieść toast szampanem? - Szampana nie było, ale poświętowałyśmy. Co generalnie się działo? - Generalnie to wróciłam do hotelu, wykąpałam się i dalej nie pamiętam (śmiech). A było w pani wyczekiwanie na ceremonię medalową? - Tak, czekałam od samego rana. Wiedziałam, że ceremonia jest dość późno więc nawet popołudniu się zdrzemnęłam, a jak już tutaj jechałem, to serce zaczynało mi bić szybciej. Już wiedziałam, że stanę na podium i dostanę to, co wywalczyłam sobie w sobotnim finale. Już oglądała pani swoje konkursowe rzuty? - Widziałam tylko ten najdalszy rzut i, przyznaję się bez bicia, że był zapas. No ale sam konkurs to już historia, nie ma sensu wracać do tego, co już było. Teraz chcę nacieszyć się moim pięknym medalem. Czy już mam pomysł, jaki prezent sprawisz sobie za nagrodę finansową za srebro (IAAF płaci za drugie miejsce 40 tys. dolarów)? - Muszę przemyśleć tę sprawę, ale dla mnie najważniejszą sprawą jest zakup mieszkania. Dlatego myślę, że to będzie moim prezentem. To będzie ogromny prezent. Planuje pani ten zakup w Białymstoku? - Nie, chcę w Augustowie, w miejscowości rodzinnej, bo na razie mieszkamy tam powiedzmy w miejskim mieszkaniu. Teraz rozglądam się za mieszkaniem własnościowym. Myślę, że jeśli dobrze pójdzie, to do końca tego roku uda mi się to osiągnąć. Trzeba tu zwrócić uwagę, że tych pieniędzy nie wystarczy na całe mieszkanie. - Oczywiście, że nie. Kwestia jest jednak taka, że ja przez tyle lat, ile trenuję odkładam sobie na ten zakup. To nie jest tak, że zdobywam jeden medal i od razu mogę zaszaleć z takim zakupem. To tak nie wygląda. Po prostu to jest na pewno dodatkowy zastrzyk gotówki, dzięki któremu w końcu będę mogła tego dopiąć, gdy pieniądze już spłyną. Jak długo czeka się na te pieniądze? - Powiem szczerze, że po mistrzostwach w Londynie otrzymałam pieniążki bodaj w listopadzie, więc nie jest najgorzej. W tym czasie musi przejść procedura antydopingowa z ramienia WADA i dopiero, gdy wszystkie testy dadzą wynik negatywny, wdrażany jest system bankowy. Mówimy o pokaźnej liczbie zawodników, dlatego to nie odbywa się z dnia na dzień. A wracając jeszcze do emocji, czy miała już pani taki moment w sobotę lub dzisiaj rano, że usiadła sama ze sobą, ze swoimi myślami i pojawiły się refleksje, wielkie wzruszenie, a może i łzy spłynęły po policzkach? - Dopiero na podium prawie się popłakałam. Na razie nie miałem za wiele czasu na takie momenty, choć w sumie wczoraj już była ku temu okazja. Otóż po konkursie wracałam sama, wszyscy pojechali wcześniej, a ja licząc aktywności medialne, a później procedurę dopingową, dopiero przed północą dotarłam do hotelu. I faktycznie, wracając autobusem pomyślałam sobie, że moje życie na pewno trochę się zmieni, ale to nie zmienia mojego nastawienia do tego, że za rok mam imprezę czterolecia, na której chciałabym wystąpić rewelacyjnie, nawet lepiej niż teraz. Na śniadaniu odebrała pani dużo gratulacji? - Nie wiem, bo nie byłam na śniadaniu (śmiech). Przyznaję się, że nie wstałam. Po prostu nie spałam przez całą noc, zasnęłam dopiero nad ranem. W ogóle nie mogłam znaleźć sobie miejsca w łóżku, po prostu był dramat. Miałam skurcze i cały czas coś mi przeszkadzało. Po prostu zeszły emocje i wszystko tak się skumulowało, że o godz. 8 rano udało mi się zmrużyć oczy, a obudziłam się już trzy godziny później. Wczoraj bardzo ciepło mówiła pani o swojej trenerce, Malwinie Sobierajskiej-Wojtulewicz. Jak bliska pani to osoba? - To moja przyjaciółka i trenerka, słowem bardzo ważna osoba, która mnie wspiera i rozumie. Jest wybuchowa tak, jak ja, ale po kilku minutach już się przytulamy. Wspólnie sobie zaufałyśmy i na tym polega nasz zespół, że razem się wspieramy. To nie jest tak, że ona tworzy plan dla samego plan, tylko patrzy na mnie i tworzy coś pode mnie. Cieszę się, że mam Malwinę, Wojtka Nowickiego i naszego fizjoterapeutę. Stworzyliśmy taką paczkę, że wiem, iż gdyby mi coś nie poszło, to na nich mogę liczyć. Ile ma pani wokół sobie osób bliższych od trenerki? - Przede wszystkim moja rodzina, a w szczególności mama. Poza tym są przyjaciółki, z którymi jednak widzę się rzadko, ale o każdej porze dnia i nocy zawsze mogę do nich zadzwonić. Zatem takich osób jest tylko kilka. Rozmawiał Artur Gac, Dauha