Obie mówią o "kosmosie" w kontekście wyników w finałowym biegu na 400 m, rozgrywanym w Dosze krótko przed północą. I nie ma w tym krzty przesady. A już w odniesieniu do rezultatu zwyciężczyni Salwy Eid Naser, która uzyskała trzeci czas w historii 48,14, brakuje im słów. Na tle reprezentantki Bahrajnu "Biało-Czerwone", choć oczywiście dały z siebie wszystko, walczyły w innej lidze. Czasy Polek to - dla porównania: 50,95 oraz 51,29. "To coś niewiarygodnego" - To jest po prostu kosmos! Inna galaktyka i wielkie "wow". Pierwsze pięć wyników poniżej 50 sekund, do tego dwa poniżej 49 sekund. Ogromny szacun - mnożyła komplementy Święty-Ersetic. Wtórowała jej Baumgart-Witan: - Coś niewiarygodnego. Tym bardziej jesteśmy z siebie dumne, że choć w tym kosmicznym biegu byłyśmy tłem rywalizacji, to sam finał był dla nas czymś wspaniałym. - Miałyśmy najsłabsze w tej stawce rekordy życiowe, więc najwyżej mogłyśmy coś tutaj ugrać. Bardzo na to liczyłyśmy, ale się nie udało. Padły rewelacyjne wyniki, jestem pod ogromnym wrażeniem i w szoku. W ogóle cała otoczka tego biegu była wspaniała - dodała Święty-Ersetic. - Patrząc po czasach tego biegu, realnie oceniając było nas stać co najwyżej na szóste miejsce i o to walczyłyśmy. Zrobiłyśmy, co w naszej mocy - dodała Baumgart-Witan. Potrzebują tego fizycznie i psychicznie Polki zapytane, czy intensywność czterech startów na tych MŚ, toczonych w tak szybkim tempie, już odcisnęła na nich piętno, odpowiedziały, że stając na starcie zapomina się o tym, ile już się ma w nogach. Jednak to bardzo zasadne pytanie w kontekście startu kobiecej sztafety 4x400 metrów. I tu, nasze zawodniczki już bez ogródek wyznały, że mając na horyzoncie awans do finału, a to jest celem minimum, dobrze by im zrobił odpoczynek w sobotnich eliminacjach. - Liczymy na to. Nie ukrywajmy, że chciałybyśmy teraz dwa dni przerwy, żeby jak najbardziej się zregenerować. Jednak czy tak będzie, tego jeszcze nie wiemy. Decyzja należy oczywiście do trenera - powiedziała Święty-Ersetic. - Fizycznie i psychicznie na pewno potrzebujemy trochę odpoczynku - uzupełniła wypowiedź koleżanki Baumgart-Witan. Dopiero wtedy będzie mądrzejszy Patrząc na argumenty naszych gwiazd, te wydają się być oczywiste, ale trener Matusiński będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Wszak mówimy o sztafecie, która przed dwoma lata na MŚ w Londynie dała nam brązowy medal. Patrząc po indywidualnych czasach nasz zespół nie należy do faworytów w walce o medale, ale należy pamiętać, że w takiej rywalizacji nie zawsze pojedyncze rekordy przekładają się na końcowy wynik. Tu liczy się zgranie, synchronizacja i bezbłędne przekazywanie najważniejszego rekwizytu, czyli pałeczki. Matusiński doskonale wie, że obie jego podopieczne byłyby lepsze w finale, gdyby otrzymały czas na odpoczynek. Tyle tylko, że najpierw trzeba do niego awansować, a nietrudno sobie wyobrazić, że los rzuci Polki do mocnej grupy eliminacyjnej. W takiej sytuacji jest rzeczą oczywistą, że choć pozostałe nasze biegaczki czekają w gotowości w blokach startowych, a akces do wsparcia koleżanek wysłała także półfinalistka MŚ w Dosze na 400 m ppł Joanna Linkiewicz, to selekcjoner raczej nie będzie ponosił ogromnego ryzyka, ogłaszając skład bez dwóch najszybszych zawodniczek. - Owszem, gdy pojawią się serie eliminacyjne i ich obsada, wtedy trener będzie mądrzejszy jak ten skład poukładać - przyznała przed kamerą Interii Święty-Ersetic. Artur Gac, Doha