Euro 2016. Wyniki, tabela i statystyki - kliknij tutaj! Na początku lipca 28-letni obrońca podpisał czteroletni kontrakt z AS Monaco. Bogaty klub z Ligue 1 wyłożył za polskiego obrońcę aż 11 mln euro. Tym samym Glik, po Grzegorzu Krychowiaku, stał się najdroższym polskim zawodnikiem w historii. Nasz obrońca pożegnał się już z kibicami Torino FC. Rozmawiał też z trenerem Giampiero Venturą, który tak jak piłkarz, po pięciu latach pracy, żegna się z "Granatą". Doświadczony trener został przecież selekcjonerem "Squadra Azzurra". Turcy dawali mniej - To świetne uhonorowanie pracy tego doświadczonego szkoleniowca. Obaj życzyliśmy sobie powodzenia. Cel przed trenerem jest oczywisty, awans na mistrzostwa świata w Rosji. Dla mnie z kolei gra w Monaco to sportowy awans. Najpierw będziemy chcieli powalczyć o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a potem o mistrzostwo Francji. Decyzja o zmianie klubu nie była łatwa. Był to dla mnie trudny moment, ale takie decyzje też trzeba podejmować - podkreśla ambitny zawodnik. Glik rozmawiał już ze swoim nowym trenerem. Szkoleniowcem AS Monaco jest Portugalczyk Leonardo Jardim. Wkrótce będzie też mógł poznać swoich nowych kolegów. Zresztą w Monaco gościł przy okazji testów medycznych i podpisania samego kontraktu. Teraz będzie musiał się skupić na treningach i na znalezieniu nowego mieszkania. Samą przeprowadzką, już pod koniec sierpnia, zajmie się małżonka piłkarza, Marta. - Z Turynu do Monaco nie jest daleko, więc nie powinno być problemów - podkreśla. O obrońcę reprezentacji Polski do końca walczył też Besiktas. Turcy oferowali jednak za zawodnika Torino FC 5-6 milionów euro, a taka kwota w zupełności nie satysfakcjonowała Umberto Cairo, szefa klubu z Turynu. Monaco zaspokoiło żądania finansowe 7-krotnego mistrza Włoch. W piłce nie ma limitów Nie sposób nie zapytać o zakończone Euro we Francji. Glik tak kwituje występ "Biało-czerwonych": - Uczucia na pewno są mieszane. Byliśmy przecież blisko strefy medalowej. Niestety, nie udało się. Co do meczu z Portugalią, to nie ma co rozważać czy powinniśmy byli taktycznie zagrać inaczej. To jest piłka i po meczu ciężko coś powiedzieć. Gdybyśmy bramkę stracili w dogrywce, to być może rozgoryczenie byłoby jeszcze większe. Raz poszło w karnych i liczyliśmy, że będzie podobnie. Nie udało się, tak że jest sportowa złość, ale możemy chodzić z podniesioną głową. Co do samego turnieju, to po raz kolejny okazało się, że w piłce nie ma limitów. Na Portugalczyków mało kto stawiał, szczególnie po ich średnich występach w fazie grupowej. Nie ma jednak, jak się okazuje, nic niemożliwego, a trzeba grać do końca. W samych mistrzostwach było wiele wyrównanych spotkań, a sporo goli padało w ostatnim kwadransie. Trzeba było być dobrze przygotowanym fizycznie do tego turnieju - zaznacza jeden z najlepszych obrońców Euro 2016. Glika zapytaliśmy, co trener Adam Nawałka mówił zawodnikom, po zakończeniu przygody z Mistrzostwami Europy. - Podziękował za zaangażowanie i pracę. Przez 1,5 miesiąca byliśmy przecież razem. Nie jest to łatwe przebywać przez tak długi okres w jednej grupie. Życzył też miłych urlopów. Zresztą już za niedługo widzimy się na kolejnym zgrupowaniu - mówi. Chciał pojechać na Piasta Wkrótce przed "Biało-czerwonymi", mecze w eliminacjach MŚ. We wrześniu Polska gra pierwszy mecz na wyjeździe z Kazachstanem. Do końca roku jeszcze spotkania o punkty z Danią i Armenią u siebie i w listopadzie na wyjeździe z Rumunią. - Poprzeczkę sami zawiesiliśmy sobie wyżej. Zresztą oczekiwania wobec nas będą znacznie większe, a każda porażka czy niepowodzenie może nas wiele kosztować. Podejdziemy jednak do czekających nas eliminacji tak jak do tych wcześniejszych, z pokorą i koncentracją. Tym bardziej, że mecze z takimi rywalami, jak Kazachstan czy Czarnogóra, z którą nie tak dawno mierzyliśmy się, nie są łatwe, a w ostatecznym rozrachunku wyniki z takimi reprezentacjami mogą decydować o awansie - uważa Glik. Przy okazji pobytu w domu piłkarz chciał jeszcze zobaczyć w akcji jedenastkę Piasta. W poprzednich latach zawsze znalazł czas, żeby zajrzeć na stadion przy ulicy Okrzei, gdzie przecież przez dwa lata, z powodzeniem, występował. - Niestety, mecz jest w niedzielę po południu, a ja muszę już wylatywać do Monako. Szkoda, bo jak zawsze trzymam kciuku za swój były klub - podkreśla Glik. Michał Zichlarz, Jastrzębie-Zdrój