17. minuta finału Euro 2016. Jeden z najlepszych piłkarzy na świecie siada na murawie. Francuscy kibice niemiłosiernie gwiżdżą. Uważają, że Ronaldo symuluje konuzję. Sędzia Mark Clattenburg wzywa pomoc medyczną, a kapitan Portugalczyków przez chwilę jest opatrywany przy bocznej linii. Wraca na boisko przy wsparciu trybun i rytmicznym "Cristiano Ronaldo!". 24. minuta. Powtórka sprzed kilku chwil. Ronaldo znów siada na murawie, ale tym razem wygląda to gorzej. Ma łzy w oczach. Natychmiast z ławki podnosi się Ricardo Quaresma i wszystko jest jasne - Cristiano przegrał walkę z bólem i musi zejść z boiska. Tym razem trybuny solidarnie żegnają go brawami. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Ale w tym momencie nie było to ważne. Tak po ludzku, żal było jednego z najlepszych piłkarzy na świecie w XXI wieku. Reprezentacja to największa skaza na jego niemal nieskazitelnej karierze. Nigdy nie wygrał z nią żadnego trofeum, a przecież w klubie zdobywa je seriami. Gromadzi też nagrody, wymiennie z Leo Messim, dla najlepszego piłkarza na świecie. Sięga po korony króla strzelców, bije kolejne rekordy. Jest przyzwyczajony do zwycięstw. W kadrze jednak nigdy mu się to nie udało. Wierzył, że to może być ta chwila. Po półfinale z Walią, gdy okrzyknięto go najlepszym graczem spotkania, mówił, że właściwy moment nadchodzi. W finale wyprowadził drużynę jako kapitan, ale na boisku spędził tylko 25 minut. Przegrał. Tym razem nie z rywalem, a bólem. Ze Stade de France Łukasz Szpyrka