Tomasz Brożek, Interia: "Wpadka", "blamaż", a może "nadzieja na przyszłość" - które z tych określeń bardziej pasuje do występu polskiej kadry w Budapeszcie? Tomasz Frankowski, były reprezentant Polski: - Po pierwszych meczach nowych trenerów zwykłem nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Wolałbym skupić się na tym, jak wyglądała gra, a nie wyglądała ona lepiej niż za kadencji Jerzego Brzęczka. Do 60. minuty na boisku był raczej chaos i tylko szczęśliwe zmiany, wejście Kamila Jóźwiaka oraz Krzysztofa Piątka i dwie bramki w ciągu minuty spowodowały, że możemy mówić o trenerskim nosie Paula Sousy, który przydał się w tej sytuacji. Nasz selekcjoner powiedział po meczu, że gdyby mógł jeszcze raz wystawić skład na spotkanie z Węgrami, dokonałby w nim pewnych korekt. Sousa zaskoczył pana swoimi wyborami przed tym meczem? - Nie wiem czy zaskoczył, bo jestem daleko od reprezentacji. To on widział piłkarzy w codziennym treningu. Skoro zdecydował się na Michała Helika czy Sebastiana Szymańskiego, to miał ku temu pewne podstawy. Cieszy to, że umie się przyznać do błędu, bo rzadko zdarza się to w mediach prominentnym osobom. Zastanawiało jednak to, czy Szymański grając na prawym skrzydle będzie sobie dobrze radził. Może niekoniecznie. Wejście Jóźwiaka już od pierwszej akcji pokazało, że ten chłopak ma potencjał. Jóźwiak w swojej grze pokazał dwie rzeczy, których brakowało na murawie w naszej ekipie - odwagę i drybling. - On jest z tego znany. Już w ostatnim meczu na jesień z Holandią był najjaśniejszą postacią w naszej kadrze i strzelił gola. Krok po kroku pokazuje, że chciałby grać w pierwszym składzie. Trzeba przyznać, że mecz z Węgrami miał różne fazy. Do 60. minuty bezbarwna gra Polaków, potem w końcówce niewiele brakło, byśmy mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. To cieszy, bo strzelenie trzech bramek w meczu eliminacyjnym na wyjeździe to sztuka, której nie dokonuje się na co dzień. Jeśli chodzi o minusy, zawiodła przede wszystkim nasza gra obronna. Bartosz Bereszyński powiedział po meczu, że na najwyższym poziomie nie można tracić bramek w taki sposób. Mam wrażenie, że Tomasz Frankowski ze swoich najlepszych lat mógłby sobie nieco poużywać przy tak grających defensorach... - Nie rozpędzajmy się zbyt daleko. Trzeba jednak przyznać, że pierwszą bramkę Węgrzy zdobyli w banalny sposób. Arkadiusz Reca niewłaściwie się zachował. Także Wojciech Szczęsny oglądając powtórki zda sobie sprawę, że mógł się przesunąć w lewą stronę, by zasłonić róg bramki. Nie wiem, czy by obronił, ale przynajmniej zostawiłby mniejsze pole manewru rywalowi. To wyglądało zupełnie tak, jakby Szczęsny chwilowo stracił orientację i nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, gdzie jest bramka. - Dwa metry odsłoniętego rogu bramki to zbyt dużo. Nie jestem specjalistą od gry bramkarza, ale tak bym to zanalizował. Przy drugiej bramce natomiast był pech, rykoszet... Sam nie wiem, jak to nazwać. Powiedzmy, że zdarza się. Strata trzech bramek w meczu eliminacyjnym na pewno chwały nie przynosi, ale nie tylko obrońcom, defensywnym pomocnikom również. Myślę, że w tym aspekcie niewiele zostało poprawione. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź! Nie jest pan ekspertem od analizy występu bramkarzy, czego nie można powiedzieć o grze napastników. Jak więc oceniłby pan występ Roberta Lewandowskiego? - Dość pozytywnie, choć wiemy, że jest to obecnie najlepszy napastnik świata i chcielibyśmy, żeby skompletował hat-tricka. Był jednak pieczołowicie pilnowany przez rywali i grał przede wszystkim tyłem do bramki. Trochę więcej mogliśmy wymagać od Arkadiusza Milika, który zaliczył raczej bezbarwny występ. Krzysztof Piątek natomiast gdy wszedł - strzelił. Co do Lewandowskiego kolejny raz sprawdza się dość oczywista zasada, że im bliżej bramki rywala operuje, tym większa z tego korzyść dla całego zespołu. Niestety, często musi cofać się po piłkę. - Taka natura gry Roberta w reprezentacji. Nie ma tu tylu sytuacji, co w Bayernie i próbuje szukać gry niżej. Ale Cristiano Ronaldo ma podobnie w kadrze Portugalii, a Leo Messi w Argentynie. Są znacznie dalej od bramki niż w spotkaniach klubowych. Obserwując niegdyś z bliska Roberta Lewandowskiego miał pan w głowie myśl, że zostanie on najlepszym snajperem na świecie? - Absolutnie nie. Widziałem w nim potencjał na dobrego napastnika, ale to, co robi w ostatnich pięciu latach, przerasta moje pojęcie o piłce. Z dumą obserwuję jego wyczyny, przede wszystkim w piłce klubowej w barwach Bayernu. W starciu z Andorą na miejscu Sousy wystawiłby pan Lewandowskiego w pierwszym składzie, by pokazać siłę w ataku i zatrzeć złe wrażenie czy raczej dał mu odpocząć przed starciem z Anglikami? - Tutaj nie ma co myśleć o odpoczynku. Robert będzie miał czas by odetchnąć w czerwcu, przed Euro. Myślę, że sam będzie chciał poprawić swój - i tak już okazały - dorobek strzelecki w reprezentacji i wybiegnie od pierwszej minuty. Od pierwszej minuty powinien wystąpić także Kamil Glik? - Nie mam zielonego pojęcia co spowodowało, że nie wystąpił od początku w meczu z Węgrami. Mówi się o jego braku sprawności czy zwrotności, ale nie zapominajmy, że jest zawodnikiem z Serie A. Tam gamonie nie grają. Na włoskich boiskach błyszczy w tym sezonie Piotr Zieliński. Jak patrzy pan na jego grę w kadrze? W Napoli radzi sobie rewelacyjnie, a w reprezentacji często słusznie narzekamy na jego grę. Z drugiej strony miewa momenty - jak przy podaniu przed bramką Jóźwiaka - gdy potrafi pokazać jakość i klasę. - To prawda. Ja go uważam za geniusza piłkarskiego i drugiego najbardziej wartościowego w ofensywie piłkarza w naszej reprezentacji, tuż po Lewandowskim. Wprawdzie nie daje nam tylu powodów do satysfakcji, co w barwach Napoli, ale ja mam do niego słabość. Obserwuję go bacznie odkąd trafił do Neapolu. Zawsze podobał mi się w roli rozgrywającego. Pokazał już przebłyski swojego geniuszu, ale to wciąż za mało. Na mecz z Anglikami czeka pan z niepokojem? - Z pewnymi obawami, choć wiem, że w naszej reprezentacji nie brakuje jakości. Może to będzie ten mecz, w którym Zieliński, Milik i inni będący na ten moment pod kreską pokażą, że jednak transfery po 20 czy 30 mln euro to nie są przypadki i w reprezentacji także potrafią zagrać rewelacyjne zawody. Kto wie, może uda się pokonać Anglików w "jaskini lwa". El. MŚ 2022 - wyniki, terminarz, tabela, strzelcy