Sebastian Staszewski, Interia: - Gratuluję pierwszego powołania do seniorskiej reprezentacji Polski. Kiedy się o nim dowiedziałeś? Bartosz Slisz: - Kilka minut temu. Oglądałem w telewizji konferencję selekcjonera i w pewnym momencie zobaczyłem na liście swoje nazwisko. Fajnie rozpocząłem ten tydzień, prawda? Byłeś zaskoczony decyzją Paulo Sousy? - Jeśli tak, to wyłącznie pozytywnie. Z drugiej strony znajdowałem się przecież w szerokiej kadrze, więc miałem pewne podstawy do tego, aby spodziewać się tego powołania. Jak zareagowałeś widząc swoje nazwisko obok Szczęsnego, Krychowiaka, Lewandowskiego... - Nazwiska robią wrażenie, ale mnie najbardziej cieszy fakt, że spełniłem swoje marzenie. Fajnie, że będę mógł pojechać na reprezentację, poznać chłopaków, zobaczyć kadrę z bliska. I zadebiutować? - Dopiero po debiucie powiem o sobie "kadrowicz". Na razie niczego nie zakładam. Tak samo było przed tym sezonem. Oczywiście, że myślałem o powołaniu, ale nie narzucałem na siebie presji. Mam zasadę, że skupiam się tylko na najbliższym meczu. Wiem, że to brzmi banalnie, ale dzięki temu mam czystą głowę i mogę pracować. No i teraz dostałem za tę pracę nagrodę. Jak u ciebie z angielskim? Nie będziesz miał problemu, aby porozumieć się z selekcjonerem? - Jedną rozmowę z trenerem już odbyłem i nie było problemu. Spotkaliśmy się po pucharowym meczu z Piastem Gliwice. Targały mną wtedy różne emocje, bo byłem wściekły po porażce, ale i szczęśliwy, że selekcjoner reprezentacji chce ze mną porozmawiać i przekazać mi swoje uwagi. Jestem więc przekonany, że na kadrze też nie będzie żadnego problemu z komunikacją. Na liście powołanych zabrakło twojego klubowego kolegi, Bartosza Kapustki. Co ty na to? - Szkoda... Wiem jednak, że Bartek bardzo ciężko pracuje i prędzej czy później dostanie szansę. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia