Wawrowski na swoim koncie ma srebrny medal z igrzysk w Montrealu z 1976 roku. W biało-czerwonych barwach w latach 1974-1978 rozegrał 25 spotkań. Jako obrońca słynął z waleczności i nieustępliwości. Kto ich tego uczy? Jego zdaniem to nie Szczęsny zawalił przy straconej przez nas w starciu z Wyspiarzami bramce, a Jan Bednarek. - Powiem tak, co to za obrońca, który odwraca się tyłem do uderzanej piłki? Wystarczyło, żeby przyjął to na siebie, a tak to jeszcze Szczęsnemu zasłonił wszystko, a potem szuka się winnych. Takich goli nie możemy sobie dawać strzelać. Tak poza tym, to jednak fajnie graliśmy i było widać, że jest w tych naszych poczynaniach jakaś myśl przewodnia. Jak tak popatrzeć, to Anglicy nie stworzyli sobie wielu sytuacji, my może też nie, ale bramkę udało się nam w końcu strzelić - ocenia Wawrowski, który jeszcze do niedawna był wiceprezesem ds. szkolenia w Zachodniopomorskim Związku Piłki Nożnej. Dopytywany o trafienie kapitana wicemistrzów Europy i zachowanie Bednarka dodaje. - Jak mówię, gdyby się nie odwrócił, bo to jeszcze teraz wiadomo, zakładają te ręce do tyłu, to byłoby inaczej. Przez ten swój ruch zwiększył pole strzału dla rywala. W innej sytuacji, gdyby stał, to byłoby ciężej trafić na naszą bramkę. Trudno, takie jest ryzyko oberwania, dostania piką, tak mnie przynajmniej uczyli trenerzy. Ręce przy sobie, nisko na nogach i przyjmuje się wszystko na siebie. Wtedy prawdopodobnie nie byłoby bramki. Wiadomo, mocne uderzenie było, być może Szczęsny też się trochę spóźnił, ale to przede wszystkim wina obrońcy, który nie ma prawa się tak zachować. Do licha, kto ich uczy takiego zachowania? - zastanawia się były świetny reprezentant Polski. Daleka droga do baraży Na cztery kolejki przed zakończeniem eliminacji w grupie I jesteśmy póki co na 3 miejscu z 11 punktami na koncie. Przed nami Anglicy 16 pkt., którym na razie punkty urwali tylko Polacy, a także Albania, która na swoim koncie, po wygranej z San Marino, w środę, 5-0, ma 12 "oczek". Z kolei za nami na pozycji numer cztery Węgrzy, którzy mają o punkt mniej niż my. Nasza reprezentacja ma jednak korzystny kalendarz gier. Mecze ze zdecydowanym faworytem grupy czyli Anglikami mamy już za sobą. Z kolei w Londynie muszą zagrać jeszcze i Węgrzy (12 października) i Albania (12 listopada). Czy już możemy się cieszyć z drugiego miejsca w grupie i szykować się do gry w barażach o mundial w Katarze pod koncie przyszłego roku? - To jeszcze bardzo daleka droga. Tutaj patrząc na sytuację w grupie, to dla nas wiadomo, kluczowe będzie najbliższe, bo październikowe starcie z Albanią na wyjeździe. Jak tam nie przegramy, to powinno być dobrze, jak będzie inaczej, to zrobi się problem. Z drugiej strony nie można też zapominać o Węgrach, którzy tanio skóry nie sprzedadzą. Nie ma już teraz takich jeleni, których łatwo przychodzi ogrywać - przypomina Henryk Wawrowski. Michał Zichlarz