To był szósty występ Szymańskiego w drużynie narodowej i pierwszy gol, ale za to jaki. Wychowanek MUKS Kraśnik wszedł na boisko w 68. minucie - zmienił Grzegorza Krychowiaka. Kilka minut później rywale objęli prowadzenie. Polacy starali się odrobić straty, mieli kilka sytuacji i kiedy wydawało się, że niemal tradycyjnie Anglicy pokonają "Biało-Czerwonych" Robert Lewandowski dopadł do piłki w polu karnym i dośrodkował, a Szymański wyrównał. Stadion Narodowy oszalał. Dopiero drugi raz zdarzyło się, że reprezentacja Polski w meczu eliminacyjnym odrobiła z Anglią straty i utrzymała wynik. W 2012 roku gol Kamila Glika też zapewnił remis 1-1. "Marzenia chłopca z podwórka się spełniły" - Wielkie emocje, euforia i duma - mówi Konrad Szmyrgała, pierwszy trener Szymańskiego w MUKS Kraśnik. - Czuję radość, że najskrytsze marzenia małego chłopca z podwórka się spełniły. Jesteśmy z jednego osiedla, mieszkaliśmy 20 m od siebie, blok koło bloku. Znam Damiana od małego. - Od razu napisałem do jego taty, że jestem szczęśliwy, bo Damianowi się udało - podkreśla Tomasz Zadworny, który sprowadził Szymańskiego z Kraśnika do Bełchatowa. - Jego występ przypomniał mi lata spędzone w GKS. Tu też wolno się rozkręcał, ale im dłużej, tym był lepszy. Tak samo było z Anglikami. Pierwsze minuty nie były dobre w jego wykonaniu, ale potem był na ustach wszystkich. Kamil Kiereś: - Po meczu dostałem SMSy z gratulacjami od osób, z którymi pracowałem w GKS, ale to nie tylko moje zasługi, że Damian zadebiutował w ekstraklasie. W klubie z Bełchatowa był od 15. roku życia. A więc dużo więcej osób miało na niego wpływ. Ja tylko na koniec nacisnąłem "enter" i zadebiutował w seniorach. Na pewno serducho mocniej mi zabiło, jak Damian strzelił gola. To historyczny moment. Rzadko nam się udaje zdobyć punkt z Anglikami, a do tego odrobić straty. Szymański i charakter do sportu Szymański jest wychowankiem MUKS Kraśnik. Do klubu trafił w wieku 9 lat. Od początku prowadził go trener Szmyrgała. Najpierw chodził do szkoły podstawowej nr 6, potem za namową trenera, a także nauczyciela wf przeniósł się do piątki. - Miałem go na oku najpierw w szkole, a potem po południu na treningach. Sześć lat wspólnie pracowaliśmy. Damian wyróżniał się zaciętością na boisku, zaangażowaniem i miał też talent - wspomina Szmyrgała. - Było widać, że ma charakter do sportu. Jeździliśmy na różne turnieje, na których często zdobywał nagrodę dla najlepszego strzelca lub zawodnika. Był liderem zespołu i niesamowitym walczakiem. Do tego motywował kolegów na boisku. Może dzięki tym cechom został później kapitanem Wisły Płock. Kolejnym przystankiem, dość krótkim, bo półtorarocznym była Stal Kraśnik, czyli największy klub w mieście. Szybko jednak, bo w wieku 15 lat przeniósł się do Bełchatowa. Na testy do GKS zgłosił się sam. - Nie było telefonu do Stali. Pojechał i spośród zaproszonych zawodników zdał testy. Może nie miał wielkich oczekiwań, ale jednak wpadł w oko i został w GKS - dodaje Szmyrgała. Z kadry wojewódzkiej do GKS Został i to na sześć lat, ale przejście ze Stali do GKS nie było wcale takie proste. A wszystko zaczęło się od kolegi ze Stali Pawła Zięby. To on pierwszy trafił do bełchatowskiego klubu i spytał trenerów, czy może przyjechać Damian. - Wziął udział w testach i może nie było tak, że super się wyróżniał, ale coś w nim było. Postanowiliśmy pojechać na mecze kadr wojewódzkich, by zobaczyć go w akcji. Obejrzeliśmy dwa spotkania i byliśmy już pewni, że go chcemy - opowiada Zadworny. - Stal jednak nie chciała go puścić, ale Damian był zacięty i w końcu dopiął swego. Testy w Legii Niewiele zabrakło też, by Szymański trafił do Legii. Był tydzień na testach w stołecznym klubie, ale zdecydował się na GKS. - Nie wiadomo, co byłoby, gdyby wybrał Warszawę. Czy dałby radę się przebić. Wtedy w Legii w tym roczniku grało kilku reprezentantów Polski. Mierzyliśmy się nawet z nimi w Centralnej Lidze Juniorów i udało nam się wygrać - wspomina Zadworny. - Prowadziłem go przez dwa lata. Przejąłem rocznik 1995, który najpierw prowadził Kamil Kiereś, a potem Jacek Berensztajn. Mieliśmy wyselekcjonowaną i dość mocna drużynę. Jak przeanalizowałem wszyscy byli powoływani albo na konsultacje, albo na mecze kadr wojewódzkich. 15-letni Szymański na początku zamieszkał w budynku klubowym, a potem dostał razem z dwoma innymi kolegami mieszkanie. Po dwóch latach trafił do pierwszej drużyny. - Nie był pozostawiony samemu sobie. Opiekowałem się nim i zaglądałem do nich raz w tygodniu, by nie odpłynęli w złym kierunku - przyznaje Zadworny. "I tak zaistnieje w piłce" - Wyróżniał się umiejętnościami technicznymi. Był kreatywnym, miał świetne podanie otwierające. Zaczynał jako zawodnik na pozycję nr 10, ale z czasem go trochę cofnęliśmy. Graliśmy sparing z reprezentacją Polski z rocznika 1997. Zwróciłem mu uwagę, że nie może grać tylko pod siebie, ale dla drużyny, bo inaczej nic z tego nie będzie. Obiecał poprawę, ale stwierdził też, że jeśli nie w GKS, to i tak zaistnieje w piłce - twierdzi Zadworny. Z juniorów bełchatowskiego klubu szybko trafił do pierwszego zespołu. Dobrze pokazał się w sparingu Młodej Ekstraklasy z seniorami i trener Kiereś zabrał go na zimowe przygotowania. - Ostrożnie go wprowadzaliśmy. Wykonywał 70 proc. ćwiczeń co seniorzy. Przyszedł do pierwszej drużyny, która zajmowała po jesieni ostatnie miejsce. Wiosną zdobyliśmy 25 punktów, ale spadliśmy z ekstraklasy. Damian wtedy przyzwyczajał się do bycia w seniorach - przypomina Kiereś. - W kolejnym sezonie zaczęliśmy go wprowadzać na boisko. Wygrał rywalizację wśród młodzieżowców z Marcinem Flisem. Awansowaliśmy do ekstraklasy, gdzie wtedy nie było przepisu o młodzieżowcu i w wieku 19 lat też wygrywał walkę o miejsce składzie. I to z takim ligowcem jak Patryk Rachwał. W basenie na fali wznoszącej Trener Kiereś też podkreśla takie cechy Szymańskiego jak pracowitość, zaciętość i charakter. - Kiedy trafił do juniorów GKS wcale nie było pewne, że zrobi taką karierę. Było też kilku ciekawych zawodników jak np. Damian Warchoł i innych, którzy wtedy lepiej rokowali od Damiana - przyznaje Kiereś. - Były też momenty trudniejsze, podczas których zamiast głaskania trzeba było powiedzieć kilka żołnierskich słów. Jak wrzucimy kogoś do basenu, to albo utonie, albo się utrzyma. Damian popłynął na fali wznoszącej. Tata czekał na lotnisku Akurat do ostrych słów Szymański mógł być przyzwyczajony. Jego tata jest emerytowanym żołnierzem zawodowym. Mama pracuje w banku. W czwartek tata Krzysztof po meczu z Anglią odbierał syna na lotnisku w Atenach. - Rodzice zawsze stali za Damianem, byli dla niego wsparciem i bardzo się interesowali - zapewnia trener Szmyrgała. Andrzej Klemba