O meczu z Albanią: - Do reprezentacji Albanii podchodzimy z dużym szacunkiem, bo wiemy, na co ich stać. Analizowaliśmy ich i wiemy, że to naprawdę mocny zespół. To jest trochę taka "włoska" drużyna, z zawodnikami występującymi w Serie A, których wszyscy znamy. Podchodzimy więc do tego spotkania na poważnie. Jak to zwykle bywa na zgrupowaniach, pracujemy nad kwestiami taktycznymi, nad stałymi fragmentami gry. Atmosfera jest dobra pomimo kłopotów, które mamy, szczególnie w linii ofensywnej. Brakuje nam trochę chłopaków, ale trzeba sobie bez nich poradzić. Miejmy nadzieję, że ci, którzy zostali powołani w ich miejsce, wejdą w ich buty i udowodnią nam, że mają na tyle jakości, żeby grać w reprezentacji Polski. - Wielkim błędem byłoby dziś myśleć o Anglii. Uważam, że najważniejszy jest najbliższy mecz z Albanią. Aby grać z Anglią "o coś", trzeba pokonać Albanię. I tak do tego podchodzę. O problemach w defensywie: - W przeszłości traciliśmy mniej bramek, ale jednocześnie mniej strzelaliśmy. Teraz tworzymy więcej sytuacji, ale w defensywie ponosimy koszty... A więc jest coś za coś. Dlatego na tym zgrupowaniu pracowaliśmy nad tym, aby to wypośrodkować i nie tracić tylu goli, co ostatnio, a jednocześnie podtrzymać skuteczność, jaką mieliśmy w ostatnim czasie. O powrocie na PGE Narodowy: - Myślę, że nie tylko ja, ale wszyscy zgromadzeni na tej sali, cieszymy się, że wracamy do miejsca, gdzie zagraliśmy tak wiele fajnych spotkań. Ostatni mecz eliminacyjny przegraliśmy tu chyba w 2013 roku, to było 1:3 z Ukrainą, i był to chyba jedyny taki mecz w którym rywal okazał się lepszy. Cieszy też to, że na trybuny Narodowego wracają kibice. To duża wartość. O planach na "kampanię wrześniową": - Zawsze gra się o wszystko, więc zagramy o dziewięć punktów, czyli trzy zwycięstwa. Nie chcę jednak stawiać teraz konkretnych celów, bo przed mistrzostwami Europy tak robiliśmy i nic z tego nie wyszło. Ale i tak będziemy celowali w to, aby wygrać wszystkie trzy spotkania. O braku transferu: - Latem było kilka tematów - bardziej lub mniej poważnych. Z różnych powodów nie mogły jednak zostać sfinalizowane. Ale po powrocie do klubu 19 lipca zacząłem trenować na pełnych obrotach i nie zaprzątałem sobie tym głowy. Widać zresztą, że trener i dyrektor sportowy Benevento zdecydowali, że mogę grać od początku sezonu. To dowód na to, że byłem sobą, bo inaczej pewnie nie pozwoliliby mi grać. Na razie będę grał, trenował i zobaczę, co wydarzy się za pół roku. Do mojego pracodawcy mam pełen szacunek i korona z głowy mi nie spadnie, jeśli przez pół roku czy rok będę musiał występować w drugiej lidze. Sebastian Staszewski, Interia